Page 165 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 165
jej spokoju, wysyłając do niej i do Szadchena listy z napomnieniem, iż najwyższy
czas, by ponownie wyszła za mąż.
Tak urządzony był świat – mężczyzna był panem własnego losu i mógł robić,
co chciał, a grzeszna kobieta musiała być posłuszna rodzinie. Jednak Hinda nie
miała na to najmniejszej ochoty. W jej sercu, które po brzegi wypełnione było
miłością do dzieci, nie było miejsca dla nowego męża. Wykorzystywała każdą
wolną chwilę, by być z dziećmi. Nie pozwalała sobie nawet na tę przyjemność,
by wybrać się czasem razem z przyjaciółką, Dziobatą Nechlą, do Sary-Lei Szoj-
chetowej, która potrafiła wspaniale opowiadać. Spędzanie czasu z dziećmi było
dla Hindy ważniejsze.
Z reb Menaszelem Szadchenem łączyły ją jednak przyjacielskie stosunki.
Był on porządnym, cieszącym się szacunkiem człowiekiem, który traktował
swój fach z wielką powagą, niemalże jak ważną praktykę religijną. Małżeństwa
były jego zdaniem kojarzone w niebie, a on był jedynie praktycznym wykonawcą
woli Bożej tu, na ziemi. Był przekonany, że przy kojarzeniu dwojga ludzi w celu
połączenia ich węzłem małżeńskim, prowadzony był Bożą ręką. Z wielką rozwagą
brał pod uwagę zalety, a nie wady, każdego mężczyzny i każdej kobiety, których
imiona miał zapisane alfabetycznie w swoim czarnym, pękatym notesie. Z wielką
skrupulatnością szacował, które przymioty poszczególnych kandydatek i kan-
dydatów będą harmonizowały ze sobą, żeby stworzyć udaną parę małżeńską.
Oczywiście brał pod uwagę zarówno pochodzenie, jak i zasobność kieszeni. Przy
tym wszystkim był jednak przekonany, że nawet nieudana para małżeńska może
mieć udane dzieci.
Reb Menaszel Szadchen był zawsze schludnie ubrany. Wokół szyi nosił prze-
wiązaną czystą, czerwoną apaszkę, a jego płaszcz zapięty był na wszystkie guziki
zarówno zimą, jak i latem, jak gdyby w każdej chwili gotów był ruszyć w drogę, by
skojarzyć jakąś parę. I rzeczywiście aranżował też małżeństwa z mieszkańcami
Chwostów oraz innych sztetli w sieleckiej guberni. Nieodłączny parasol w jego ręce
wyglądał niczym laska prawdziwego niebiańskiego posłańca. Przy całej swojej
pobożności był jednak człowiekiem nowoczesnym, który stał obiema nogami
na ziemi. Z Hindą łączyło go też to, że podobnie jak ona był stałym klientem ob-
woźnego sprzedawcy książek i żarliwym czytelnikiem współczesnych, świeckich
powieści w iwri-tajcz . Jeśli obwoźny sprzedawca dłuższy czas nie pojawiał się
5
w sztetlu, reb Menaszel wymieniał materiał czytelniczy z Hindą. Dawał jej przy
tym jasno do zrozumienia, że zagłębiał się w te „głupie historie” tylko i wyłącznie
z przyczyn zawodowych – żeby lepiej zrozumieć „dzisiejszą młodzież”.
Jedyny problem jego przyjaźni z Hindą polegał na tym, że ostatnio, podczas
kiedy on mówił, ona popłakiwała.
5 Tu w znaczeniu: jidysz. 165