Page 140 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 140

Przebrany w zbyt ciasną i za długą kapotę niczym prawdziwy aktor purimowy,
           reb Lejbele wszedł do izby rabina. Spodziewał się, że tam też przywita się go
           drwiącym śmiechem i postanowił pożartować trochę z samego siebie i pobła-
           znować, mając nadzieję, że w ten sposób zjedna sobie serca zgromadzonych
           i zostanie przyjęty do ich grona. Jednak nikt się nawet na niego nie obejrzał.
              Rabin wygłaszał właśnie mowę purimową i siedzący przy stołach słuchacze,
           ściśnięci jak śledzie w beczce, nie odrywali wzroku od jego wysokiej sylwetki,
           od bladej, przezroczystej twarzy, z której spoglądała para błyszczących, czarnych
           oczu o palącym, głębokim spojrzeniu, niczym dwie pochodnie płonące na tle
           mrocznych niebios. Rabin, jak miał w zwyczaju, mówił, gestykulując rękami, i raz
           podnosił, raz obniżał swój śpiewny a równocześnie głęboki głos, który istotnie
           zdawał się wychodzić z jego chudego gardła, jak gdyby należał do jakiegoś dybuka
           siedzącego w kościstym ciele. Trząsł się przy tym i drżał jak liść, a tłum słuchaczy
           trząsł się i drżał razem z nim, dopomagając sobie w ten sposób w osiągnięciu
           stanu poszerzenia duszy – by otrząsnąć się ze świata materii i wznieść się
           na poziom doskonałego, duchowego świętowania.
             Później, w samym środku uczty, reb Sender Kabalista położył nagle głowę
           na stole, rozciągnął na obrusie swoje ręce o małych, bladych, przezroczystych
           niczym kawałki szkła dłoniach i zastygł w bezruchu jak zemdlony. Z przechyloną
           na bok głową, z biało-siwymi pasmami włosów i długimi białymi pejsami, przy-
           pominał śpiącego ptaka.
              Wokół zapadła martwa cisza. Wszyscy siedzieli z kęsami jedzenia w otwar-
           tych ustach i nikt nie śmiał się poruszyć czy nawet głębiej odetchnąć. Nawet
           reb Lejbele, który całą kabałę uważał nie tylko za pełną sprzeczności i nieprzy-
           zwoitości doktrynę wymyśloną przez szatana, lecz także za niebezpieczną grę,
           która nie daj Boże mogła doprowadzić do pojawienia się kolejnego Sabataja
           Cwi , a poza tym zwyczajnie nie znosił reb Sendera z jego „cudami” – siedział
              29
           oszołomiony.
             W końcu dłonie reb Sendera zaczęły powoli zaciskać się w pięści, a pejs
           leżący na jego zapadłym, pergaminowym policzku poruszył się. Rabin dał znak,
           że można już przerwać ciszę i izba wypełniła się entuzjastycznymi okrzykami
           radości. Klaskano w dłonie i zaczęto śpiewać pieśń purimową.
              Tymczasem reb Sender doszedł do siebie i zwrócił do zgromadzonych przy stole
           swoje rozjaśnione oblicze. Ciepło i zniewalająca miłość promieniowały z jego oczu
           na otaczające go twarze. Rabin uderzył dłonią w stół, by uciszyć biesiadników,



           29   Sabataj Cwi żył w XVII w., był inicjatorem największego, wyrastającego z tradycji kabalistycznej,
             ruchu mesjanistycznego w dziejach judaizmu, zwanego od jego nazwiska sabataizmem. Przez
             ogromną rzeszę Żydów został uznany za „prawdziwego” Mesjasza, wywołując euforię w społecz-
             ności żydowskiej. Jego nauka miała charakter synkretyczny. Sabataj twierdził, że Boże objawie-
    140      nie ukryte jest we wszystkich religiach, które opierają się na Biblii.
   135   136   137   138   139   140   141   142   143   144   145