Page 132 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 132

również same prowadzić gospodarstwo u siebie w domu, ponieważ Josel, widząc,
           że może na nich polegać, zaczął spędzać większość czasu w drodze, handlując
           po wsiach.
              W ten sposób dziewczynki „wyrosły z dziecięcych butów”, których i tak prawie
           nigdy nie nosiły – i zaczęły „żyć”.
              Sam Josel dzięki uzyskanej wolności poczuł, że naprawdę żyje. Jego ciało
           jakby się przebudziło i czuł się jak nowo narodzony. Czerpał przyjemność nawet
           ze zmęczenia, które ogarniało go po długich dniach spędzonych w ciągłym ruchu.
              Z workiem wapna i kredy przerzuconym przez ramię, wędrował od wsi do wsi.
           Chłopi witali go przyjaźnie, a nawet z pewną dozą respektu. Sprzedawał towar,
           który miał ze sobą w worku, a kiedy nadarzała się okazja, pomagał w reperowaniu
           dachu, stajni, szopy czy wychodka. Nie targował się długo, podawał cenę, trochę
           obniżał, machał ręką, mówiąc „Oby dalej!”, i brał co mu dano. W jednej tylko
           rzeczy nigdy chłopom nie ustępował – kategorycznie odmawiał bycia rozjemcą
           w ich sporach.
              Ponieważ teraz tak często bywał w drodze, pozwalał sobie przy okazji na
           wielką przyjemność, jaką sprawiało mu wstąpienie do brzozowego lasku, by się
           pomodlić. Szedł aż do grupy dębów, która okalała brzezinę od strony stawu, gdyż
           tam dopiero jego modlitwy nabierały właściwego wymiaru. Między tymi dębami
           Josel czuł się bardziej w domu niż w jego własnej „budzie”. Można powiedzieć,
           że znał te dęby – zarówno z zewnątrz, jak i od wewnątrz. W młodości zwykł bo-
           wiem pracować z dębowym drewnem i zaznajomił się z jego strukturą, znał jego
           najbardziej wewnętrzny, intymny zapach, a nawet jego duszę. Kiedy stał sam
           między nimi, jednoczył się z ich prostotą, solidnością, z ich masywnością – i czuł,
           że dzięki temu umacniają się „dębowe” cechy jego samego. Wydawało mu się
           też, że dęby przejmują również coś od niego i odmawiają Szmone Esre  razem
                                                                     11
           z nim.
              Gdy ruszał w drogę powrotną do domu, jego spojrzenie wybiegało w kierunku
           sztetla i wypatrywało z daleka dachu synagogi. Miał zwyczaj zatrzymywać się
           na chwilę na jej progu, by „przywitać się” ze swoim zmarłym ojcem. Tymczasem
           zanim jeszcze był w stanie dojrzeć wspaniały, drewniany budynek, widział już
           w wyobraźni, jak będzie wyglądał w dzień szabasu. Z radosnym podekscytowaniem
           dziecka czekającego na obiecany prezent liczył godziny, które dzieliły go od tego
           świętego dnia. Wtedy całym sercem czuł, że w Jerozolimie zniszczone zostały
           tylko mury Bejsamigdeszu, a dusza Świątyni mieszkała między drewnianymi
           ścianami synagogi w Bocianach, którą wybudowali jego krewni.




           11   Szmone Esre (hebr. „osiemnaście [błogosławieństw]”) – modlitwa żydowska stanowiąca najważ-
             niejszą część wszystkich nakazanych nabożeństw, odmawiana w dni powszednie na stojąco z twa-
             rzą zwróconą w stronę Jerozolimy. Pierwotnie liczyła, zgodnie z nazwą, 18 błogosławieństw, póź-
    132      niej dodano dziewiętnaste, nie zmieniając nazwy.
   127   128   129   130   131   132   133   134   135   136   137