Page 113 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 113
Kobieta huśtała się na siedzeniu, nie zdejmując wzroku ze swojego okna.
Pozostali goście wstali poganiani przez Mańkę i żonę Wacława, po czym powoli
skierowali się w stronę uliczki. Żona Wacława zatrzymała się i popatrzyła w jego
kierunku.
– No chodź już, ty nieszczęsny łajdaku! Przestań robić z siebie pośmiewisko!
– Sama sobie idź, ty stara krowo, niech cię cholera zabierze na zawsze! –
zadowolony z siebie Wacław odpowiedział żonie wściekłym głosem. Usiadł na
ziemi, na swoim poprzednim miejscu, bardzo blisko Hindy i popatrzył na Mańkę
morderczym wzrokiem. – Ty też lepiej idź do siebie! – zawołał. – Nie widzisz, że
chcę porozmawiać z nią w cztery oczy? – Potrząsnął ramieniem Hindy.
Mańka zdobyła się na odwagę i spróbowała mu się postawić:
– To moja chudoba! – krzyknęła do niego. – I będę robić to, co mi się podoba!
To lepiej ty idź swoją drogą i zostaw Żydówkę w spokoju!
Wacław popatrzył na Hindę. Wydawał się spokojny, rozluźniony i... trzeźwy.
Odezwał się zmienionym głosem:
– Czego się tak boisz, głupia Mańko? Nie zrobię jej nic złego, uwierz mi. Chcę
tylko porozmawiać z nią jak... człowiek!
Mańka energicznie pokręciła głową.
– Jak się tyle nażłopiesz, to jesteś wszystkim, tylko nie człowiekiem.
– To dlaczego chciałaś, żebym przegonił całą tę hołotę, co? A teraz ty, Mań-
ko, bądź dobrą kumą i idź sobie do domu. – Wacław pokazał jej drzwi, całkiem
uprzejmie skinąwszy głową.
Mańka nie wiedziała, co robić. Po chwili zdecydowanie wzruszyła ramiona-
mi i weszła do chałupy. Jednak po kilku minutach jej postać znów pojawiła się
w zacienionym kącie przy otwartych drzwiach. Trzymała wiadro z wodą, gotowa
w każdej chwili wylać ją na głowę swojego kuzyna Wacława.
– O czym... o czym pan chce ze mną porozmawiać, panie komendancie? –
zdołała wykrztusić przerażona Hinda.
– O wszystkim! – odpowiedział Wacław smutnym głosem.
Westchnęła.
– Jestem głupią Żydówką, panie komendancie. Jestem tylko… jestem niczym…
pyłkiem jestem…
– Jesteś – szepnął w jej kierunku – jesteś aniołem miłosierdzia... Wyglądasz
jak Panna Maryja w dniu ukrzyżowania. Tak, mógłbym przysiąc. Matka Boska
była Żydówką, prawda? Nie siedziała wystrojona w kościele, prawda? Siedziała
na Pociejowie i handlowała galanterią, a także nie przejmowała się gadaniem
takich hipokrytów jak mój brat, ksiądz, lecz miała ucho i serce otwarte dla takich
nieszczęsnych stworzeń... jak ja – załkał.
Hinda nie wiedziała, co ze sobą począć. Szukała wzrokiem Mańki w głębi
chałupy, ale z miejsca, na którym siedziała, nie mogła jej dostrzec. Wstała.
Wówczas on chwycił ją obiema rękami za chustę i ponownie pociągnął ją na
miejsce. Nagle zobaczyła go klęczącego przed sobą. 113