Page 112 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 112
– Twoja Wanda ma najpiękniejszy głos, jaki kiedykolwiek słyszałam
– odpowiedziała Hinda z wdzięcznością, próbując odzyskać animusz.
– A ty masz najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widziałem! – zawołał do
niej Wacław. – I najpiękniejszą duszę na dodatek!
Stojący dookoła ludzie wybuchli głośnym śmiechem. Śpiew został przerwany.
Wanda zmierzyła ojca spojrzeniem pełnym odrazy i nienawiści. Była jak ogień.
Jak na swoje czternaście lat miała już pełen biust oraz zaokrąglone, rozłożyste
biodra i jak dojrzała, świadoma swojej urody kobieta, stroiła się w suknie, kol-
czyki i korale. Ale jeszcze bardziej niż swoją urodą Wanda lubiła popisywać się
śpiewem. Gdziekolwiek się pojawiała, jej rozśpiewany głos biegł przed nią jak
jasny, szlachetny dźwięk fletu. Teraz, kiedy ojciec przerwał jej w samym środku,
odwróciła się obrażona, ujęła w talii dwie swoje przyjaciółki i opuściła grupę
zebraną wokół progu Mańki. Kilku nieżydowskich chłopaków poszło za nimi.
Zamiast butelki wódki Hinda dostrzegła teraz tuż przed swoim nosem talerz
z ciastem. Wacław częstował ją, uśmiechając się:
– To weź chociaż coś z tego talerza, Hindo. No, nie bądź taka wstydliwa.
Mańka wyjęła mu talerz z dłoni i odepchnęła jego ramię.
– Daj jej spokój. Nie wiesz, że ona je koszernie?
– Idź do diabła, Mańko! – wykrzyknął Wacław. – A jednak miałem rację,
podając jej butelkę! Monopolka jest koszerna, prawda, Hindo?
– Żydówki też mają słabe głowy, panie komendancie – Hinda próbowała
zażartować, chociaż z przerażenia szczękała zębami. – Nasze kobiety nie biorą
czegoś takiego do ust...
– Ale ty przecież nie jesteś kobietą! – zawołał Wacław. – Ty przecież jesteś
aniołem!
Speszona Mańka wierciła się na swoim miejscu. Ale nikt nie mógł przemówić
do Wacława poza jego żoną. Pochyliła się więc ku niej i coś wyszeptała jej do
ucha. Gojka wrzasnęła na męża:
– Może pozwolisz ludziom na odrobinę przyjemności, ty stary capie, niech
cię diabeł weźmie. Czy chcesz, aby cię stąd zabrano?
– Chcę, abyście już sobie stąd poszli! – krzyknął Wacław, ale bez prawdzi-
wej wściekłości. – Ja wam pozwalam na tę odrobinę przyjemności, a wy mnie
nie! – Nagle wpadł w prawdziwy gniew, skoczył na równe nogi i zaryczał: – Tak,
dlaczego wszyscy nie idziecie do diabła? Oby was cholera wzięła, hałastro go-
łych, rozwrzeszczanych oślich głów! – Celował butelką w kierunku gości Mańki.
Również Hinda skoczyła na nogi.
– Dobranoc… Dobranoc – wydusiła z siebie rozgorączkowana.
Wacław chwycił ją za ramię.
– Ach, widzicie, przestraszyliście ją! – krzyczał do zgromadzonych. Z kącików
ust spływała mu ślina. – Bando brudnych świń, precz do swoich chlewów! – Po-
machał butelką, aby ich nastraszyć, po czym spojrzał w kierunku Hindy. – Usiądź!
112 – Pchnął ją na miejsce, na którym wcześniej siedziała.