Page 108 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 108

radości i troski. To pozwala poczuć, że nie jest się samej na świecie. A jednak
           była zadowolona, że żadna z tych kobiet dzisiaj, w niedzielę, nie zajrzała do niej.
              Sama nie wiedziała dlaczego, ale właśnie dzisiejszego wieczoru miała ochotę
           zejść na dół i usiąść obok Mańki na progu, chociaż ta nigdy nie płakała razem
           z nią. Mańka nie płakała nawet z powodu swoich własnych nieszczęść.
              Hinda wstała, otuliła się chustą. Przez chwilę wsłuchiwała się w oddech Icie-
           lego, który spał, po czym zeszła na podwórko. Mańka zrobiła dla niej miejsce na
           progu. Zamieniły kilka słów o pogodzie. Hinda opowiedziała jej o ogrodzie zakonnic,
           mówiła o tym, jak wygląda pełen drzew i krzewów zanurzonych w rozkwitającym
           kwieciu. Stąd, z dołu, można było dostrzec tylko płot otaczający zabudowania
           klasztorne. Potem obie kobiety siedziały w milczeniu.
              Mańka należała do tych milczących osób. Jej siła i energia stały w dużym
           kontraście do jej smutku i depresyjnego usposobienia. Pięknie śpiewała. W swo-
           jej izbie na poddaszu Hinda często słyszała Mańkę śpiewającą długie polskie
           pieśni. Podziwiała miękkość i ciepłą barwę tonów, które wydobywały się z jej
           ust, a jednak kiedy prosiła ją, aby zanuciła jakąś melodię, tamta odmawiała.
             Hinda popatrzyła na swoje dwie dziewczynki, które teraz bawiły się z dzieć-
           mi Mańki na kawałku jej trawnika. Obserwowała jej dzieci – Marysię i Bronka.
           Młodszy Bronek miał wielkie, niebieskie oczy, smutne zupełnie tak samo jak jego
           matka. Wciąż jeszcze ssał kciuka, chociaż był w wieku Jankewa. Dzieci Mańki
           poruszały się powoli, jak we śnie. Nigdy nie śmiały się zbyt głośno, nie krzyczały.
           Hinda wiedziała, że depresyjny nastrój Mańki, jej melancholia zagnieździły się
           w ich duszach. Modliła się w sercu, aby jej własny smutek nie zakorzenił się
           w ten sam sposób w duszach jej dzieci. Zwróciła się ku praczce.
              – Dlaczego zawsze jesteś taka smutna, nawet w niedzielę? W końcu masz
           mieszkanie i kawałek ogrodu. Nieźle zarabiasz na praniu. Twoje dzieci nie po-
           niewierają się nagie i bose. Nie cierpią zimna, ani głodu... – zapytała.
              – Nie jestem smutna – Mańka wzruszyła ramionami. – To życie jest smutne.
              – Nawet w taki wieczór jak dziś?
              – Właśnie w taki wieczór jak dziś – Mańka wykrzywiła dolną wargę i zaczęła
           trącać palcem krzyżyk, który wisiał na jej szyi na sznurku korali. – Im świat
           piękniejszy, tym bardziej smutna jest dusza.
              Serce Hindy skurczyło się. Pomyślała, że Mańka czyta jej w myślach. A jednak
           dalej pytała:
              – Ale dlaczego? Wam, chłopom, jest przecież dobrze na świecie. Karmi
           was matka ziemia. My, Żydzi, musimy szukać zarobku na nasz chleb niemalże
           w powietrzu. I rabinowi trzeba zapłacić za cheder, trzeba też dać ofiarę na do-
           broczynność. Nie żyjemy, jak to mówią, każdy dla siebie… Właśnie dlatego, że
           czujemy się, jakbyśmy byli zawieszeni w powietrzu.
              – U nas też nie każdy żyje sam dla siebie – Mańka pokiwała głową.
              – Wiem – zgodziła się Hinda – ale przecież jest jakaś różnica…
    108      Mańka popatrzyła na nią wielkimi, smutnymi oczami.
   103   104   105   106   107   108   109   110   111   112   113