Page 109 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 109
– Nie taka wielka różnica, jak myślisz.
Hinda ponownie pokiwała głową:
– Ale... nie żyjecie w takim strachu jak my.
– Skąd wiesz? Czy zaglądałaś do naszych serc? – zapytała Mańka bez cienia
pretensji w głosie. – Jak stworzenie ludzkie może żyć bez strachu? A jeśli żniwa
się nie udadzą? A jeśli wzrosną podatki dla cara? A jeśli wybuchnie ogień, albo
będzie powódź, broń Boże, albo zachorujemy?
Hinda westchnęła:
– Ale wy jesteście na własnym kawałku ziemi, nikt na świecie na was w wa-
szym domu nie napadnie, nie wygoni tak po prostu, gdy mu się zachce. Powinnaś
pamiętać pogrom, Mańko.
Mańka wzruszyła ramionami.
– Niczego nie pamiętam. Byłam za mała. Tak czy siak, nasi ludzie biją się
również pomiędzy sobą, i to nie na żarty. Uwierz mi, nasze życie nie jest usłane
różami. Ludzie się biją i walczą z rozpaczy, zamiast wspierać jeden drugiego
w ciężkiej godzinie. Właśnie dlatego wszystko jest takie smutne.
Tak, Mańka lubiła swój smutek. Wydawało się, że się go trzymała z jakąś upar-
tą namiętnością. Tak naprawdę Hinda lubiła ją właśnie z powodu tego smutku.
Wyczuwała siłę dziewczyny pod powierzchnią przygnębienia i melancholii. Nie
oczekiwała, że Mańka zrozumie różnice pomiędzy strachem Żydów i strachem
gojów. Ale też nie lekceważyła tego, co Mańka jej powiedziała.
Według Hindy goje mieli swoją rolę do odegrania w porządku świata. Byli
częścią cudownej, pełnej znaków rzeczywistości, która przesłaniała prawdziwy,
ukryty wszechświat. Hinda dobrze znała język polski jeszcze z tych czasów, kiedy
jako młoda dziewczyna handlowała po wsiach. Lubiła powtarzać powiedzonka
chłopów, ich przysłowia, w nich też dostrzegała znaki i aluzje pełne tajemnego
przesłania.
Nauczyła się polskich pieśni nie tylko od Mańki i jej siostrzenicy Wandy, córki
Władysława Spokojnego, która miała przepiękny głos. Uczyła się pieśni przy każ-
dej okazji, a potem nuciła je sobie, dzieciom, jednocześnie przydając ich melodii
swój własny chasydzki ton. Również w nich znajdowała tajemnicze, wieloznaczne
znaki. I zanim nieszczęścia spadły na jej głowę, to ilekroć była w odpowiednim
nastroju, dopasowywała swoje własne żydowskie słowa do melodii polskich
piosenek. Potem, kiedy spotykała się z Dziobatą Nechlą, która bardzo kochała
śpiew, śpiewała je dla niej. Od niej z kolei nauczyła się chasydzkich melodii
i kiedy tylko nadarzyła się okazja, nuciła je Mańce. Niedługo potem można było
usłyszeć, jak chasydzkie melodie niosą się po polach, śpiewane przez Wandę
i jej przyjaciółki w rytmie nasyconym wiatrem i młodą kobiecością.
Posiedziawszy godzinę czy półtorej z Mańką, dłużej w tym czasie milcząc niż
wymieniając myśli, Hinda w końcu wstała, zawołała swoje dwie córki, wzięła je
za ręce i skinęła głową w kierunku Mańki:
– Czas położyć je spać. 109