Page 118 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 118
– Zrobiła sobie coś? – zapytał zawstydzony Jankew.
– A co cię to obchodzi? – ciągnęła, wzruszając ramionami.
– Wywróciłem ją…
– No i co, chcesz za to złoty medal? Odczep się, tak czy inaczej, spóźniłam
się! – wybuchła.
W międzyczasie dziecko na jej rękach zainteresowało się pejsem Jankewa
i wciąż jeszcze płacząc, wyciągnęło rączkę, aby się nim pobawić. Dziewczyna
szturchnęła je w ramię i zabrała małą rączkę.
– Pozwól jej dotknąć, mi to nie przeszkadza – Jankew zachęcał małą
wzrokiem. – Jak ma na imię?
– Nazywa się Binele. I może zostaw mnie już w spokoju! – odpowiedziała
Rejzela, spiesząc się w stronę schodów. – Wiedziałam, że się spóźnimy! – Od-
wróciła głowę i z dzieckiem na rękach weszła do synagogi.
Na podwórku, przed chałupą, Jankew natknął się na Szolema, który zbiegał
ze schodów, zapłakany pociągnął Jankewa za rękaw i wyjąkał:
– Chodź na górę, szybko!
Kiedy weszli na facjatkę, Jankew zobaczył Hindę siedzącą obok małego,
ciemnego wzniesienia na podłodze. Po obu stronach tego wzniesienia paliły się
świece. Izba pełna była płaczących kobiet, w kącie stali też mężczyźni. Pośród
kobiet Jankew poznał Dziobatą Nechlę, Sarę-Leę, żonę szojcheta, a także Broń-
cię Płaksę i jeszcze parę jej płaczek, które siedziały na siennikach pod oknem
i zawodziły.
Brat Iciele odszedł.