Page 116 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 116

– Szkoda, że już jestem taki duży i już nie mogę wejść do ciebie, do łóżka –
           powiedział i opadł na poduszkę.
             – Dlaczego mówisz, że to szkoda? – zapytała miękko. – Niedługo, z Bożą
           pomocą, będziesz młodzieńcem... Nie masz czego żałować.

                                           3

           Jankew nie mógł się nadziwić: lato i zima trwały tyle samo czasu, a jemu wydawało
           się, że lato szybciej mija niż zima. Szczególnie tegoroczne lato przeleciało jak
           krótki sen, w czasie którego dusza powoli przyzwyczaiła się do straty ojca. Zanim
           się obejrzał, rok minął. Znów nastały Jomim Noraim, Sukot, a potem Simchat
           Tora, cudowny dzień, na który uczniowie chederu czekali z niecierpliwością. Ich
           udział w radości tego święta był szczególny.
             Synagoga była pełna. Tłoczono się do hakdofes . Kobiety i dziewczęta też
                                                      5
           były w dolnej sali, aby ucałować zwój Tory. Duzi i mali kręcili się w korowodzie.
           Chłopcy dumnie podnosili papierowe chorągiewki, nabite na czerwone, cukrowe
           jabłka, w których radośnie odbijały się zapalone świece. Reb Fajwel Młynarz
           zaczął podawać wódkę oraz lukrowane i miodowe pierniki, cukierki i orzechy.
           Chasydzi byli podpici i tłukli kieliszki. Reb Lejbele Pożeracz Japcoka, szames,
           którego tylko pobożność i bieda chroniły przed staniem się pijakiem, też zdrowo
           pociągał z kieliszka. Był spoufalony i zbratany z każdym i czuł się tu niemal gospo-
           darzem.
             „On jest dziś tak dobry, że przyłóż do rany” – mówiły kobiety, które przyszły
           popatrzeć na hakdofes.
             Tak naprawdę to tego dnia całe Bociany były jak jedna, radosna rodzina,
           zgromadzona wokół swojego wielkiego skarbu – świętej Tory, która nadawała
           światu sens. Wszyscy Żydzi byli braćmi, dziećmi Najwyższego, które przestrze-
           gały Tory, a ta ze swojej strony podtrzymywała ich przy życiu. Dlatego nie miały
           się czego obawiać, ponieważ Tora była ich pancerzem i tarczą. To czuli wszyscy.
           Uwznioślającą radość można było wyczytać na twarzach zgromadzonych. Ale
           najmocniej i najpiękniej malowała się ona na twarzy młodego rabina, który
           owinięty w swój tałes, tańczył z uniesionym zwojem Tory. Wyglądał on zarówno
           jak dostojny i dumny arcykapłan ze Świątyni Jerozolimskiej, jak i radosny i roz-
           marzony chłopiec z chederu.
             Jankew i Szolem uczestniczyli w zgromadzeniu, chodzili w hakdofes, obsypywali
           się cukierkami i orzechami, entuzjastycznie klaskali w dłonie i wraz z tłumem
           śpiewali: Sisu we-simchu be-Simchat Tora u-tnu kawod la-Tora .
                                                               6

           5    Hakdofes – tradycyjna procesja na Simchat Tora, w czasie której okrąża się siedem razy bimę
             w synagodze, niosąc zwoje Tory.
    116    6    (hebr.) – Weselcie się i cieszcie w Simchat Tora i oddajcie cześć Torze!
   111   112   113   114   115   116   117   118   119   120   121