Page 103 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb "Bociany. Opowieść o sztetlu”.
P. 103

W końcu mełamed zwrócił się do Jankewa i kazał mu się „nadstawić”. Wstyd
             był podwójny, ponieważ chłopcy wyglądali na zadowolonych. I tak – on, Jankew,
             płakał i krzyczał: „Mamo!”, co kolegów jeszcze bardziej rozbawiło.
                 W drodze z chederu do domu, przez ślizgawicę i błoto, z obitym tyłkiem
             i zranionym sercem, dreptał Jankew w ciemności, z oczami zamroczonymi łzami.
             Zapalona latarnia w ręce niewiele mu pomagała, zabłądził w plątaninie uliczek
             i błotnistych ścieżek. „Zgubiłem drogę do domu i wcale mnie to nie obchodzi” –
             bełkotał do siebie, pociągając nosem i ocierając ręką łzy płynące po policzkach.
             „Umrę. Położę się w łóżku i więcej nie wstanę. Jak mogę żyć z taką hańbą?
             Zupełnie sam na świecie?” Faktycznie był sam. Matka niczego nie zauważyła.
             Porzuciła go. Była głupią, starą kobietą, która miała dziwne powiedzonka, na
             przykład takie, że nie istnieli złoczyńcy, a jedynie nieszczęśliwi ludzie. Jak mogła
             opowiadać takie rzeczy, podczas gdy znała rebego Szapsela? Jankew już nie
             uwierzy jej w żadne słowo – chyba że... chyba że miała na myśli... chyba że rebe
             Szapsel nie jest prawdziwym człowiekiem, tylko samym Asmodeuszem  ukrytym
                                                                       3
             pod maską człowieka.
                 Wszedł na poddasze. Hinda siedziała przy łóżku z miską zupy w dłoni i łyżką
             karmiła chorego Icielego. Zwróciła smutny wzrok na Jankewa, zauważyła jego
             wilgotną twarz ubrudzoną węglem, krzywo zapięty kaftan i tałes kutn, który wy-
             stawał mu z tyłu. Jej oczy wyglądały, jakby o coś pytała, ale nic nie powiedziała
             i odwróciła głowę z powrotem ku Icielemu.
                 – Pobiłem się z chłopakami – czuł, że musi się wytłumaczyć.
                Jego głos był zachrypnięty od łez. Posłała mu badawcze spojrzenie. Zrozu-
             miał od razu, że mu nie wierzy. Zanim zasiadł przy stole do swojej miski zupy,
             odwróciła się do niego jeszcze raz:
                 – Dlaczego rebe cię zbił?
                Wiadomo, że od razu trafiła. No, czy teraz mógł jej opowiedzieć, że rebe sprał
             go, bo zgubił sprzed oczu miejsce, w którym się zatrzymali podczas lektury?
             Właśnie w tamtej chwili zobaczył oczyma duszy, jak wędruje wąską aleją topo-
             lową niedaleko od majątku dziedzica. Znalazł nagle sztukę biżuterii wielkości
             bochenka chleba. Pośpieszył oddać panu to drogie, wyjątkowe znalezisko, tak
             wspaniałe, że serce krajało się na myśl, że trzeba będzie się z nim rozstać.
             Należało jednak do dziedzica. Ten wynagrodził go za jego uczciwość i za siłę,
             by oprzeć się pokusie kradzieży; wynagrodził go stoma milionami rubli! Jankew
             szedł teraz do domu z workiem pieniędzy, by przekazać matce dobre wieści. Nie
             będzie już musiała harować w sklepiku ani w domu. Icielego wyślą do najlepszego
             szpitala na świecie. Siostry dostaną najpiękniejsze na świecie sukienki, a mat-
             ka – bardziej pasującą perukę, specjalnie na szabas. Całymi dniami nie będzie
             nic robić, tylko gotować rosół z kluskami... i będzie się uśmiechać. Wtedy to,



             3    Asmodeusz lub Asmodeus – upadły anioł, demon.                   103
   98   99   100   101   102   103   104   105   106   107   108