Page 304 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 304

w napięciu, jak bibliotekarka wnosi pudło z teczkami. Zaczął ostrożnie
          przeglądać pożółkłe arkusze papieru.
             – Proszę bardzo uważać – ostrzegła go zawczasu. – Są wyjątkowo
          kruche.
             – Tak, wiem. Dziękuję, że pozwoliła mi pani je obejrzeć.
             Nieśmiało brał do ręki każdą stronę, patrzył, czy pismo wygląda zna-
          jomo, po czym odkładał ją delikatnie na rosnący stos pożółkłego papieru.
          I w końcu je znalazł! Rozpoznał swoje dziecinne pismo od razu, czując przy
          tym ból w sercu. Był starym człowiekiem. Jak to możliwe, że zachowało
          się coś tak nikłego jak papier? Nie mógł się nadziwić, jak przewidujący
          okazali się pracownicy YIVO. W 1926 roku nie mogli przecież wiedzieć,
          iż zaledwie piętnaście lat później te opowieści zamilkną, co przydawało
          kolekcji dodatkowej wagi. Trzymał w drżącej dłoni stroniczkę, na której
          zapisał bajkę swojego ojca i z wilgotnymi oczami odczytywał ją raz po
          raz. Historyjka wydała mu się bardzo staroświecka i naiwna, ale była
          przecież świadectwem nieistniejącego już świata. W głowie nadal słyszał
          głęboki głos ojca, opowiadającego mu ją w nocy. Była to jednak tylko jedna
          opowieść z kilkudziesięciu, które wysłał do YIVO. Gdzie są pozostałe?
             Bibliotekarka opowiedziała mu o heroicznych wysiłkach, czynionych
          przez pracowników wileńskiego YIVO, aby uratować manuskrypty, oraz
          o tym, jak potraktowali je hitlerowcy. Wydawało się, iż większa ich część
          została zniszczona, zaś reszta miała zostać przewieziona do Frankfurtu
          jako element wystawy w planowanym przez Niemców Instytucie Badań
          nad Kwestią Żydowską. Gdyby nie odkryli ich alianccy oficerowie, pięć-
          dziesiąt tysięcy oprawionych tomów i trzydzieści tysięcy teczek archi-
          walnych nigdy nie trafiłoby do Nowego Jorku.
             – Kilka lat temu młoda badaczka folkloru odnalazła te ręcznie spi-
         sane opowieści w naszych zbiorach i zebrała je w książkę – powiedziała
         bibliotekarka, sięgając na półkę nad biurkiem po niebieski tom w twardej
         oprawie. – To niezwykłe – dodała.
            – Oddała mi pani kawałek mojej młodości – powiedział Nachman,
         nadal z trudem dobierając słowa. – A grojsn dank. Bardzo dziękuję.
            – Nie, to ja dziękuję – odrzekła. – To zaszczyt móc pana poznać.









          304
   299   300   301   302   303   304   305   306   307   308   309