Page 302 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 302

padania promieni słonecznych zimą na Florydzie wyostrza kolor wody.
          Hipnotyzowała go intensywność koloru nieba i oceanu; oba nieznacznie
          tylko różniły się od koloru jego oczu i zapewniały mu natchnienie. Nie
          potrafił bez nich malować. Ponieważ nie mógł przewieźć samolotem
          dziesięciu lub dwunastu płócien, które tworzył każdej zimy, pakował je
          w pomysłowy sposób i wysyłał do mojego biura w Bronx Zoo. Na kilka
          tygodni przed wyjazdem z Florydy w kwietniu znosił do domu duże
          kartony wyrzucane przez supermarkety, przycinał je do potrzebnego
          rozmiaru i majstrował na wymiar rodzaj skrzyni do transportu płócien.
          Po starannym oklejeniu pudła taśmą, aby przypominało profesjonalny
          pojemnik, a nie wyżebrany karton, umieszczał na nim wytwornym cha-
          rakterem pisma mój adres, po czym zakreślał adres nadawcy i odbiorcy
          czarnym markerem.
             Nadejście schludnego, nietypowego pudła natychmiast sygnalizowało
          wszystkim w moim biurze, iż znowu dostałam paczkę ze skarbami.
          Obrazy były mile widzianą odmianą po małpach i lwach morskich.
          Pracownicy zbierali się, aby obejrzeć zawartość przesyłki, ale rzadko
          otwierałam ją publicznie; chciałam nacieszyć się każdym obrazem
          prywatnie, w wolnym czasie. Uważałam każdy z nich za dziecko jego
          wyobraźni i miałam nadzieję, że pomogą mi zrozumieć jego serce.
             Jeden z wczesnych obrazów ojca, który razem z pracownikami wycią-
          gnęliśmy z pudła, nosił tytuł Próba. Dwie tancerki poruszały się w nie-
          mym rytmie; ich obfite spódnice wirowały, stukały obcasy butów, zaś
          występowi towarzyszył wzniesiony wysoko tamburyn. W tych spódni-
          cach było tyle ruchu i koloru, iż wydawało nam się, że uczestniczymy
          w jakiejś ekscytującej fieście, przedstawionej za pomocą mieszanki
          chemikaliów i pędzla ze szczeciny. Oszałamiała nas myśl, iż w siód-
          mej dekadzie życia można posiadać taki wewnętrzny zasób energii
          i radości.

                                        * * *

             Kiedy tata miał już ponad siedemdziesiąt pięć lat, pewnego dnia
          zadzwoniła jego stara przyjaciółka Blima.
             – Nachman, nie wiedziałam, że na stare lata zostałeś pisarzem –
          powiedziała.
             – Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odrzekł zaskoczony.


          302
   297   298   299   300   301   302   303   304   305   306   307