Page 301 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 301
Ojciec był z niego niezwykle dumny, lecz Daniel zapewniał go, że istnieją
bardzo niewielkie szanse, iż jego projekt zostanie wybrany spośród setek
innych. W owym czasie Danielowi zaproponowano objęcie prestiżowego
stanowiska w Getty Museum w Kalifornii i rodzina przygotowywała się
do przeprowadzki.
* * *
Nie musiałam już towarzyszyć ojcu w każdej podróży, lecz mimo to
często to robiłam, gdyż lubiłam jego towarzystwo. Był pełen zabawnych
spostrzeżeń, sporządzał listy i notatki dotyczące tego, co widzieliśmy
i ludzi, których spotkaliśmy. Nalegał, abyśmy odkrywali miejscową
sztukę i muzykę, tak jak fado w Portugalii czy macedońskie tańce bez
muzyki w Jugosławii. Nucił każdą zasłyszaną nową melodię i zapisywał je
we własnej tajemniczej notacji, aby później móc je zagrać na swoim key-
boardzie. Po naszych pierwszych wyprawach do Hiszpanii, Chin i Japonii
pojechaliśmy także do Niemiec, Włoch, Francji, Norwegii, Danii, Szwecji,
Izraela i na amerykański Południowy Zachód. Każdy wyjazd przynosił
mu niezliczone wrażenia wzrokowe, które później unieśmiertelniał na
swoich obrazach: abstrakcyjną kompozycję z tradycyjnym motywem
kogutów i lizbońskimi neonami zatytułował Lisboa Noite, zaś obraz Hora
w kibucu oddawał dynamiczne kroki izraelskiego tańca.
Kiedy sztuka i muzyka zaczęły wypełniać pustkę w jego sercu, ojciec
dojrzał emocjonalnie i intelektualnie. Jego wiek, podobnie jak przebyta
operacja wszczepienia pięciu by-passów, nie stanowiły problemu. Był
zapalonym czytelnikiem; do dziś dnia nie mogę wyjść z podziwu, stu-
diując listy czterdziestu – pięćdziesięciu książek, które czytał co roku.
Większość z nich była po angielsku, niektóre w jidysz, a kilka po polsku.
Ukończył edukację na siódmej klasie, uczył się angielskiego na kursach
wieczorowych, pracując po czterdzieści godzin w tygodniu i opiekując się
chorą żoną, lecz mimo to nauczył się dość, aby czerpać radość ze słowa
pisanego w języku, który sprawiał mu taką trudność po przyjeździe do
Ameryki.
Po śmierci Dory Nachman regularnie przenosił się na zimę na Florydę.
Ciągnęło go do oceanu, który nazywał „oceanem mamy”, ponieważ tam,
jak podejrzewam, najsilniej odczuwał jej duchową obecność. Malował nie-
mal wyłącznie na Florydzie, od grudnia do końca kwietnia. Mówił, że kąt
301