Page 254 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 254

brzmiał radośnie. – Wieczorami, po powrocie z pracy, mogę cię nauczyć
          szyć na maszynie.
             – Szyć? – powtórzył Nachman, jakby nie rozumiał znaczenia tego
          słowa.
             – Tak, szyć. W ten sposób moglibyśmy spróbować znaleźć coś w branży
          odzieżowej. Wiedziałeś, że ciuchy to największy biznes w Nowym Jorku,
          prawda?
             Nachman potrafił sobie jednak wyobrazić jedynie swoją Dorę pochy-
          loną nad maszyną, naciskającą pedał i przesuwającą pod igłą delikatną
          koronkę na wpół uszytego biustonosza. Nie widział siebie szyjącego,
          tak samo jak... czego? Nie był w stanie nawet wymyślić czegoś równie
          nieprawdopodobnego. Potrafił zajmować się liczbami, statystykami,
          wykresami, harmonogramami, budżetami, wysyłkami, dostawami,
          a jeśli los byłby łaskawy, także muzyką i projektowaniem, ale szyciem
          damskiej odzieży? Po prostu nie umiał sobie tego wyobrazić. Ale skoro
          nie ma wyjścia...
             – Blima, a możemy najpierw spróbować w paru innych miejscach? –
          zapytał nieśmiało.
             Znowu poczuł ciężar bycia problematycznym, nieproszonym gościem.
          Nikt z przyjaciół mu tego nie sugerował. Nachman jednak dobrze znał
                                                                     90
          powiedzenie, że gość po kilku dniach zaczyna śmierdzieć jak ryba . Do
          tej pory zdążyli załatwić mu rozmowy o pracę w dwudziestu czy trzy-
          dziestu miejscach.
             – Okej, Nachman, porozmawiam z Jackiem. Wydaje mi się, że on zna
          kogoś w fabryce pasków. Chodzi o paski do damskich sukienek, ale nie
          trzeba ich szyć.
             Nachman wypuścił powietrze z płuc. Nie zdawał sobie sprawy z tego,
          że wstrzymywał oddech.
             Tego wieczoru po raz kolejny czytał dwunasty list od Dory i dzieci. Po
          kolacji usiadł na brzegu łóżka w pokoju dziecka, który teraz zajmował.
          Wydawało mu się zabawne, że pokój wyglądał jak miniaturowy ogród
          botaniczny. Róże pięły się na zasłonach z falbankami, na tapetach,
          a nawet na narzucie, na której siedział. Wziął do ręki list w błękitnej
          lotniczej kopercie, który czytał już kilka razy, lecz świadomość, iż po


          90   Przypisywane Benjaminowi Franklinowi powiedzenie Fish and visitors stink after
            three days to amerykański idiom, mało znany w Polsce.

          254
   249   250   251   252   253   254   255   256   257   258   259