Page 255 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Annette Libeskind Berkovits „Życie pełne barw. Jak Nachman Libeskind przeżył nazistów, gułagi i komunistów"
P. 255
rozłożeniu dwóch cienkich skrzydełek znowu „usłyszy” głosy bliskich,
sprawiała mu przyjemność. Dobrze było wiedzieć, że za oceanem jest
trójka ludzi kochających go na tyle, że byli gotowi porzucić swój nowo
odnaleziony dom i przyjechać do obcego kraju, aby żyć razem z nim.
Nadal jednak martwił się, jak to wszystko się uda. Czy będzie w stanie
zapewnić im szczęście w kraju, gdzie oprócz Rozy nie mieli żadnych
krewnych, a Dora nie znała nikogo? Jak dzieci poradzą sobie z nowym
językiem i koniecznością nawiązania nowych przyjaźni? Oboje byli teraz
nastolatkami, więc nie będzie to łatwe. Nachman nakazał sobie zaprze-
stać ponurych rozmyślań i wrócił do listu, lecz czuł ucisk w żołądku.
Oboje z Dorą regularnie odpowiadali na listy; pisali codziennie, nume-
rując je, aby można było łatwo odtworzyć te pisemne rozmowy. W dni,
kiedy któreś z nich nie mogło napisać listu, pojawiały się gorące prze-
prosiny i obszerne wyjaśnienia. Nachman bardzo chciał usłyszeć ich
prawdziwe głosy z ich indywidualną barwą, lecz rozmowy telefoniczne
z zagranicą nie wchodziły w grę. Nawet jego gospodarze, należący już
przecież do pączkującej amerykańskiej klasy średniej, nie mogli sobie
pozwolić na taki luksus.
List numer dwanaście zasmucił go i przygnębił bardziej niż dotych-
czas. Rozczarował Dorę, ponieważ wyjeżdżając z Izraela, przekonywał ją,
że Roza pomoże mu szybko znaleźć pracę. Żona przypominała mu o tym
w każdym liście. I co teraz? Przez cztery miesiące próbował znaleźć pracę
w Pensylwanii i w Nowym Jorku i nic, żadnych efektów, nawet najmniej-
szego zainteresowania którąkolwiek z jego umiejętności. Żałował, że
napisał Dorze o tym, co mówiła mu Roza: że bardzo szybko będą mogli
cieszyć się amerykańskim życiem, takim, jak je sobie wyobrażał. Teraz
Dora pisała:
Mój najdroższy Nachmanie, kończą nam się pieniądze. Staram się
sprzedać więcej sprzętów domowych, żeby związać koniec z końcem...
Po tych słowach poczuł się okropnie. Siedział, przygryzając w roz-
targnieniu wargę i rozmyślając o tym, co w poprzednim liście napisał
Daniel, zaledwie trzynastoletni:
Jakiś człowiek zaoferował nędzną kwotę za nasz zupełnie nowy wen-
tylator. Czuję się absolutnie urażony ofertą tego idioty, to przecież
ułamek sumy, którą zapłaciłeś.
255