Page 71 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 71

Dziecko natomiast dawało jakieś oznaki życia. Dogorywało. Kawałkiem
                  gazy strząsnął z twarzy dziewczynki warstwę wszy.
                    – Trzeba ją natychmiast zabrać do szpitala – powiedział głosem, który
                  jemu samemu wydał się obcy.
                    Sanitariusz spojrzał na niego z niedowierzaniem.
                    – Czym, panie doktorze? Jak? Jak ją pan wyciągnie? Przecież wszystko
                  będziemy mieli zawszone... Może jutro... sanitarka...
                    Sanitariusz oczywiście miał rację. Ale pozostawienie dziecka do rana
                  równało się skazaniu go na nieuchronną śmierć. Może i tak było skazane?
                  Spojrzał na pryczę, bo wydało mu się, że dziewczynka jęknęła.
                    – Niech pan wyjdzie do sieni i zapyta, który to prosił mnie do żony.
                  Niech mu pan powie, że ją zbadam, jeśli da, no, jeśli pożyczy jakieś prze-
                  ścieradło. Może być używane. –  Pomyślał, że to zawsze mniejszy koszt niż
                  porcja chleba.
                    Sanitariusz nie był przekonany.
                    – Jak my dziecko z tej pryczy wyciągniemy? A poza tym kto wie, czy to
                  nie był tyfus plamisty?
                    Stwierdzą to w szpitalu. Nie wydaje mi się, by to był akurat tyfus...
                  Niech już pan idzie i pogada z tym z góry.
                    Sanitariusz wzruszył ramionami i wyszedł. Kiedy został sam w pokoju,
                  podszedł jeszcze raz do pryczy, na której leżały zwłoki kobiety. Trzymając
                  nisko świecę, uważnie przyjrzał się zmarłej. Jej twarz wydała mu się zna-
                  joma, chociaż wszystkie wychudzone, wyniszczone i sczerniałe od brudu
                  i głodu twarze stają się do siebie podobne... Ale tę twarz z całą pewnością
                  gdzieś już widział. Zanim zdobył się na wysiłek, by odtworzyć w pamięci
                  okoliczności, które pomogłyby mu umiejscowić rysy tej kobiety, sanita-
                  riusz był już z powrotem.
                    – Powiedział, że zaraz przyniesie prześcieradło. Tylko jak my damy
                  radę? –  zaniepokoił się ponownie. – O, już i pana oblazły! – Strząsnął mu
                  z rękawa brunatną wesz.
                    – Będziemy próbować. Najpierw trzeba pryczę odstawić na środek
                  pokoju.
                    Z trudem udało im się odsunąć pryczę od ściany, tak że dostęp do
                  niej był z obydwu stron. Tymczasem ten z góry przyniósł prześcieradło.

                                                                         69






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   69                                   14-01-31   14:37
   66   67   68   69   70   71   72   73   74   75   76