Page 69 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 69
rozkładających się zwłok, brudu i odchodów.
Sanitariusz również wszedł do pokoju, ale i on nie mógł dłużej wytrzymać
w tym smrodzie. W sionce ponownie zapytał:
– Czy jest tu ktoś z rodziny?
– Cała rodzina jest tam – padła w ciemnościach czyjaś rzeczowa odpo-
wiedź.
– Da pan radę wejść do pokoju i otworzyć okno? – zwrócił się do sanitariusza.
– Innego sposobu nie ma.
Sanitariusz przysposobił się do tej czynności, odkładając skrzynkę
z lekarstwami i obwiązując sobie usta i nos wełnianym szalikiem. Wszedł
ponownie do pokoju i zapalił elektryczną latarkę.
– Zgaś pan to, do jasnej cholery! – krzyknął. – Przecież to dwa kroki od
drutów. Chce pan, żeby zaczęli do nas strzelać jak do kaczek?
Sanitariusz szybko zgasił latarkę i wciągnąwszy głęboko powietrze prze-
biegł przez tonący w mroku pokój. Po chwili można było usłyszeć, jak
mocuje się z oknem.
– Panie doktorze... – to ten mężczyzna.
– Co takiego?
– Bo, jak pan już tu jest... To znaczy... To może... Tam na górze, moja
żona...
– Co jej jest?
– Rodziła... Teraz jest w domu i coś nie jest w porządku...
– To niech pan wezwie lekarza z ambulatorium.
– Ale jak pan już tu jest...
– To co z tego, że jestem?! – krzyknął wściekły. – Jestem z pogotowia,
rozumie pan? Z pogotowia. My jeździmy tylko do nagłych wypadków.
A wypadek pańskiej żony nie jest nagły.
– No tak, ale... To tylko piętro wyżej – mówił mężczyzna, jakby prosząc
o jałmużnę. – Zapłacę... Chlebem...
Machnął ręką. Był przyzwyczajony do takich propozycji. Podobno
niektórzy lekarze nie odmawiali...
Sanitariusz wyszedł z pokoju. Oddychał szybko, z trudnością łapiąc
powietrze.
– Może pan teraz spróbuje, panie doktorze. Ale tam i tak nie mamy
67
Mostowicz_zgck_-010214_.indd 67 14-01-31 14:37