Page 68 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 68
Podkowy konia uderzając o kamienie wydają charakterystyczny dźwięk,
który ginie w ciężkim mroku jak w grubej warstwie waty. Jeden z kolegów
nauczył go kiedyś naśladować ten odgłos. Kiedy próbował w domu popi-
sać się tą przyniesioną ze szkoły umiejętnością, został surowo skarcony
przez matkę, która uważała, że dobrze wychowany chłopiec nie używa
ust i języka do tego rodzaju zabaw. To mu zostało. Wszyscy uważali go
za dobrze wychowanego. W getcie podobna zaleta była dokładnie tyle
warta co stary, dziurawy rondel...
– Panie doktorze! – sanitariusz ostrym głosem wymiótł ogarniającą go
drzemkę. – To tutaj.
Przeciągnął się i otworzył oczy. Zimny wiatr oblepił go lodowatym okła-
dem. W ciemnościach ulicy ledwo dostrzegł kontury piętrowego domku,
samotnie trzymającego wartę niedaleko od granicy getta. Przed domem
snuły się zarysy jakichś postaci. Jedna z nich zmierzała w stronę dorożki.
– To tutaj – jak echo powtórzyła słowa sanitariusza.
Ostrożnie zszedł z dorożki, uważając na śliski, pochyły stopień.
Chciał szybko znaleźć się w jakimś pomieszczeniu, by się ogrzać.
– Czy jest ktoś z rodziny? – sanitariusz był od zadawania pierwszych,
umożliwiających rozpoznanie terenu pytań.
Nikt nie odpowiedział. Widocznie nie było rodziny. Mężczyzna, który
pierwszy podszedł do dorożki, kroczył teraz obok niego. Razem weszli do
mrocznej sionki, gdzie stały jeszcze dwie osoby. Z sionki prowadziły drzwi
na prawo i na lewo oraz schody na pierwsze piętro.
– Gdzie to? – zapytał.
– Tutaj – powiedział towarzyszący mu mężczyzna, wskazując na drzwi
po prawej stronie.
Podszedł do nich i zapukał.
– Nie ma co pukać – powiedział ponuro mężczyzna. – I tak nikt nie
otworzy.
Pchnął drzwi. Nie były zamknięte. Wszedł szybko do znajdującego się za
nimi pomieszczenia i natychmiast w panice się cofnął. Podczas tych kilku
lat pracy w pogotowiu gettowym przyzwyczaił się do najgorszych zapachów,
ale ten gęsty, nasycony wszelkimi ohydnymi woniami fetor, jaki pano-
wał w pokoju, ściął go dosłownie z nóg. Była to mieszanina stęchlizny,
66
Mostowicz_zgck_-010214_.indd 66 14-01-31 14:37