Page 262 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 262
bo oprócz stojących piątkami, siedzących na ziemi i leżących, trzeba było
policzyć wydobyte z wagonu zwłoki.
Esesmani dodawali, odejmowali, sprawdzali. Na szczęście okazało
się, że suma się zgadza. U niego w wagonie siedmiu chorych nie prze-
żyło drogi. Wśród nich – Joachim. U Emila dziewięciu. Zarówno żywi,
jak i zmarli równomiernie oblepieni byli mokrą, śmierdzącą, zmieszaną
z odchodami słomą. Esesmani, zatykając sobie ze śmiechem nosy, kazali
co słabszym chorym załadować się na furmanki. Zwłoki zostały przy
pociągu. Reszta więźniów ruszyła pieszo do pobliskiego obozu.
Szedł obok Emila, ledwo włócząc nogami. Po drodze opowiedział mu
o Joachimie i powtórzył rozmowę, jaką z nim tam w wagonie prowadził.
Emil przez pewien czas milczał. Potem powiedział:
– Taaak... Tylko że jego nazwisko wcale nie brzmiało Joachim.
To było jego imię. On się nazywał Joachim Hirsch. Kiedy go meldowano
w getcie, ktoś musiał się pomylić i z Joachima Hirscha zrobiono Hirsza
Joachima... Znałem w Pradze jego rodzinę. Rodzice byli właścicielami
bardzo dobrej knajpy niedaleko Starego Miasta... Prowadzili żydowską
kuchnię... Mieli duże powodzenie. On nie chodził do żadnego konserwa-
torium i nie grał nigdy w żadnym kwintecie. Był tylko prawnikiem... Może
i muzykalnym... Aha, jeszcze jedno. Ten wielki Józef Joachim nie pocho-
dził z Czech, tylko z Węgier, i wcale nie wiem, czy z żydowskiej rodziny...
Po chwili stanęli przed drutami otaczającymi duży budynek fabryczny,
w którym mieścił się obóz.
260 ŻÓŁTA GWIAZDA I CZERWONY KRZYŻ | JoacHiM
Mostowicz_zgck_-010214_.indd 260 14-01-31 14:38