Page 259 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 259
W wagonie ktoś gwizdał. Najdziwniejsze jednak było to, co niezna-
jomy gwizdał – koncert skrzypcowy Beethovena. Przysłuchiwał się przez
chwilę, by stwierdzić, że w tym gwizdaniu nie było ani jednej fałszywej
nuty. Ten, kto gwizdał, był cholernie muzykalny. Próbował się zoriento-
wać, skąd napływa ten dźwięk. Dochodził wyraźnie spod przeciwległej
ściany wagonu. Nie musiał długo się zastanawiać, kto spośród chorych
mógł w tych warunkach i w tej sytuacji odczuwać potrzebę gwizdania,
i to właśnie koncertu Beethovena. Tak, to nie mógł być nikt inny. Cicho
i wyraźnie, by innych nie budzić, rzucił w ciemność wagonu pytanie:
– Doktor Joachim?
Gwizdanie ustało.
– Tak?
– To pan gwizdał?
– Ja.
Pytania i odpowiedzi padały w języku niemieckim. Doktor Joachim
był prawnikiem i pochodził z Pragi. Miał za sobą tę samą drogę co
Emil. Z Pragi przesiedlony został do getta łódzkiego. Po likwidacji getta
znalazł się w Oświęcimiu. Z Oświęcimia wraz z tą samą co on i Emil grupą
wysłano go do Jeleniej Góry. Kiedy tworzono obóz w Cieplicach, znalazł
się tam w charakterze schreibera...
Mógł mieć pięćdziesiąt dwa-trzy lata. Epidemia go nie oszczędziła.
Znosił chorobę o wiele gorzej od innych. Cud, że w ogóle jeszcze żył, tym
bardziej że przyplątała mu się ropowica nogi.
Zdobył się na odwagę. Pełzając na czworakach, rozpychając się między
leżącymi, utorował sobie coś w rodzaju korytarza, którym doczołgał się
do Joachima. Ten ciągle gwizdał.
– Tak panu wesoło?
– Wcale nie jest mi wesoło.
– To czemu pan gwiżdże?
Przez chwilę nie było odpowiedzi. Później:
– Gwiżdżę, bo tej nocy umrę.
Nie wiedział, jak zareagować. Joachim mógł mieć rację. Jego stan nie
dawał żadnej nadziei.
– Uczył się pan muzyki? – zapytał głupio, by przerwać milczenie.
257
Mostowicz_zgck_-010214_.indd 257 14-01-31 14:38