Page 254 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 254

– Wie pan, tam gdzie przed wojną mieszkaliśmy, na Wołyniu, dużo było
                  Żydów. Bidne to było, bidne. Później Niemcy ich wywieźli.
                    – Niemcy ich wymordowali.
                    – Właśnie. Ale później niektóre się znaleźli,
                    – Znaleźli się?
                    – Tak, pisali o tym w gazetach...
                    Nie chciało mu się dociekać, co kobieta miała na myśli. Nie było zresztą
                  sensu przedłużać tej rozmowy. Kobieta z pewnością szykuje obiad.
                    – Niech mi pani jeszcze powie, czy nie jest czasem nieprzyjemnie
                  mieszkać w domu, w którym kiedyś był obóz hitlerowski?
                    – E tam, proszę pana, jak się nie ma dachu nad głową, to się nie wybiera.
                  Ale tutaj dobrze się mieszka. Nie ma hałasu od ulicy. Dzieci mają się
                  gdzie bawić, a człowiek jest spokojny, bo samochody tu nie zajeżdżają...
                    – Bardzo pani dziękuję. Jeszcze raz przepraszam za najście.
                    – Nic takiego. Człowiek sam przez cały dzień. A tak, to sobie pogada-
                  łam... Do widzenia panu.
                    Zszedł po kamiennych schodach, po których kiedyś ześlizgnął się
                  i runął na dół. Schodził powoli. Ponownie znalazł się na dawnej uliczce
                  obozowej – Lagerstrasse, na której mogą się dzisiaj bezpiecznie bawić
                  dzieci mieszkańców tego budynku. I tego drugiego. I tego trzeciego...
                  Nie chciało mu się już zaglądać do tych pozostałych. Ani do tego, w którym
                  mieściła się siedziba SS, ani tam, gdzie królował Dawidek.
                    Kiedy opuszczał placyk między budynkami, dostrzegł po prawej stronie
                  na niewysokim postumencie tablicę pamiątkową, a przed nią słoik
                  z kwiatkiem... Tablica głosiła, że znajdował się tutaj obóz hitlerowski,
                  będący filią obozu w Rogoźnicy – Gross-Rosen.
                    Przed wejściem do taksówki raz jeszcze się odwrócił. Ile było koniec
                  końców tych budynków? Pięć czy sześć? Jakby brak było jednego...
                  A może było jednak tylko pięć? Nikogo, aby o to zapytać. Nikogo...
                    – Jedziemy do hotelu? – zapytał taksówkarz.
                    – Oczywiście, oczywiście.
                    – Zadowolony pan?
                    – Czy jestem zadowolony? Nie wiem...
                    – Nic nie szkodzi. Zaraz przejedziemy obok sanatorium milicji.

                  252                                                                             ŻÓŁTA GWIAZDA I CZERWONY KRZYŻ | MiEsZkanko W uZdroWisku






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   252                                  14-01-31   14:38
   249   250   251   252   253   254   255   256   257   258   259