Page 256 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 256

joachim


                    Ewakuację obozu Niemcy wyznaczyli na godziny wieczorne. Nikt nie
                  miał pojęcia, jak ta ewakuacja będzie przebiegać. Esesmani nie kryli
                  rozdrażnienia. Sądzili, rzecz jasna, że obóz będzie do końca wojny osłaniał
                  ich przed frontem. Nie liczyli się z tym, że dla władz nadrzędnych ewaku-
                  acja obozów i transport więźniów to również pretekst do działania chro-
                  niącego przed tą samą groźbą.
                    Na kilka godzin przed opuszczeniem obozu okazało się, że ewakuacja
                  odbędzie się koleją. Ponadto władze zadecydowały, że chorzy z kwaran-
                  tanny nadal pozostaną odseparowani od reszty więźniów i umieszczeni
                  w specjalnych wagonach. Obydwaj lekarze, to znaczy on i Emil, mieli
                  jechać z chorymi.
                    Nasłuchali się dosyć o ewakuacji innych obozów, by obawiać się tego,
                  co  przynieść  mogły  najbliższe  godziny.  Z  różnych  oznak  starali  się
                  odczytać intencje esesmanów. Jednej rzeczy byli przynajmniej pewni.
                  Był to początek kwietnia i nie groziły im mrozy, które kilka miesięcy temu,
                  skutecznie wspomagając esesmańską eskortę, dziesiątkowały ewakuo-
                  wane ze wschodu na zachód Niemiec transporty z więźniami.
                    O czwartej wyprowadzono ich na rampę kolejową, gdzie stały już
                  wagony. Na szczęście tory nie były zbyt oddalone od obozu i najciężej
                  chorych nie trzeba było daleko nosić. Okazało się, że wagony, które na
                  nich czekały – to węglarki. Wysokość takiego wagonu nie przekraczała
                  metra. W jednej węglarce znalazł się z chorymi on, w drugiej Emil.
                  Najbardziej nawet ścieśniając chorych, nie udało się wszystkich upchnąć
                  w dwóch wagonach. Trzeba więc było sprowadzić jeszcze jedną węglarkę
                  z Jeleniej Góry, gdzie stało ich bardzo dużo, i to bezczynnie od czasu,
                  kiedy cały prawie Śląsk znalazł się w rękach radzieckich.
                    Podłoga wagonów została pokryta grubą warstwą słomy, co pozwoliło
                  mieć nadzieję, że nie jadą na śmierć. Należało się spodziewać, że nawet
                  Niemcy nie wykażą się tak daleko posuniętą perfidią, by uczynić jazdę
                  koleją w miarę znośną tym, których mieli posłać do gazu lub skierować pod
                  kule. Zresztą to ostatnie można było zrobić na miejscu, nie obarczając i tak
                  już przeciążonego transportu Trzeciej Rzeszy dodatkowymi kłopotami.

                  254






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   254                                  14-01-31   14:38
   251   252   253   254   255   256   257   258   259   260   261