Page 215 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 215

harować dwunastu godzin przy ładowaniu i wyładowywaniu zlodowacia-
                  łego miału, nie musiał wdychać pyłu węglowego. Korzystał natomiast
                  z dodatkowego wiktu, dzięki wymianie dóbr z kierownikiem kuchni,
                  a i esesmani rzucali mu od czasu do czasu jakiś kąsek w postaci paru
                  kartofli czy resztek chleba.
                    Zastanawiał się, czy pożywką, na której rozwijał się jego stosunek do
                  lekarza z Sosnowca, nie jest zawiść. Musiał jednak przyznać, że właśnie
                  wobec niego zachował się dotychczas Neumann lojalnie, a może nawet
                  i przyzwoicie. Czyżby dlatego, że był w grupie czterech lekarzy przetrans-
                  portowanych z Oświęcimia jedynym pochodzącym z Polski? Chociaż
                  trudno było posądzać lekarza obozowego o tego rodzaju uczucia.
                    Zaczęło się od tego, że praca na placu węglowym w krótkim czasie
                  doszczętnie go wyczerpała. Szybko dały znać o sobie konsekwencje duru
                  brzusznego, na który ciężko, z licznymi komplikacjami, chorował w getcie
                  łódzkim. Dały mu się też we znaki głód i ścinający z nóg mróz. Zrozumiał,
                  że tylko krok dzieli go od przekroczenia granicy, poza którą było się
                  już tylko muzułmanem i miało się przed sobą dwie drogi. Albo zosta-
                  nie się odesłanym z powrotem do Oświęcimia z przeznaczeniem – przy
                  najbliższej selekcji – do gazu, albo też zdechnie się w szpitalu obozowym.
                  Widział już swoje gołe nogi zwisające z wózka obozowego, który dzień
                  w dzień odwoził do palenisk kotłów fabryki sztucznego włókna dobowe
                  żniwo śmierci.
                    Postanowił się bronić. Jedynym dostępnym mu sposobem było pozo-
                  stanie przez jakiś czas w szpitaliku-rewirze jako siła robocza zdatna
                  do naprawy. Symulował więc atak bólu nerek. Nie wiadomo, czy
                  Neumann poznał się na symulacji, czy nie, dość, że zabrał go rzeczywiście
                  do rewiru i od kilku tygodni przedłużał mu ten pobyt. Miał więc możli-
                  wość pozostania przez pewien czas w cieple baraku. Zamiast harówki przy
                  węglu zajmował się sprzątaniem, czyszczeniem instrumentów, a nawet
                  opieką nad apteczką, którą Niemcy nieźle zaopatrywali.
                    Aż tu nagle wyskoczyła sprawa tego postrzelonego.
                    Poprzedniego dnia esesmani ze straży pilnującej więźniów podczas
                  pracy przynieśli do rewiru Żyda węgierskiego, postrzelonego przez jednego
                  z żandarmów. Rannego zamknięto w osobnym pomieszczeniu. Doglądał

                                                                        213






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   213                                  14-01-31   14:38
   210   211   212   213   214   215   216   217   218   219   220