Page 193 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 193

Znowu odłamał duży kęs chleba. Już nie więcej niż ćwiartkę bochenka
                  schował na później. Weszło dwóch więźniów, niosąc kocioł. Każdy z przy-
                  byłych otrzymał, nalaną do talerza drewnianą chochlą, porcję zupy, wod-
                  nistej i niesmacznej. Pływały w niej kawałki brukwi... Ale była gorąca.
                  Zjedli ją z namaszczeniem. Upłynął kwadrans. Nic się nie działo. Pozwo-
                  lono im widać odpocząć. Niektórzy drzemali, uśmiechając się przez
                  sen... Śnił im się może cudowny świat, gdzie wodnistej zupy z brukwi
                  każdy dostaje tyle, ile dusza zapragnie.
                    Nagle usłyszeli przy drzwiach baraku hałas. Do środka weszło pięciu
                  umundurowanych esesmanów. Więźniowie obozowi stanęli na baczność,
                  zdejmując czapki z głów. Jeden z esesmanów wezwał do siebie więźnia,
                  który im poprzednio przyniósł zupę. Ten z kolei zwrócił się do nowo przy-
                  byłych i powiedział, że kiedy wchodzą przedstawiciele władzy niemieckiej,
                  trzeba wstać i zdjąć z głowy czapkę.
                    Szybko, jak na rozkaz stanęli wzdłuż stołów. Jeden z esesmanów wspa-
                  niałomyślnie pozwolił im usiąść. Wraz z pozostałymi przeszedł powoli
                  przez salę, przypatrując się każdemu, jakby chciał wszystkie te wychu-
                  dzone i szare twarze dobrze zapamiętać. Gdy lustracja się skończyła,
                  powiedział głośno:
                    – Niech wstaną wszyscy lekarze!
                    Pomyślał sobie, że wszystko zaczyna przypominać Oświęcim.
                    Wstało ich czterech. Vogel, Hirschfeld, Loewi i on.
                    – Czy jest jeszcze ktoś z tytułem doktora?
                    Jak na tę sytuację, pytanie dość dziwne. Ale nie miał czasu zastanowić
                  się nad nim. Na ten apel zgłosił się niski, otyły, niemłody już mężczyzna.
                  Okazało się, że pochodził z Pragi, był doktorem praw i nazywał
                  się Joachim.
                    Esesmani wymienili między sobą jakieś uwagi. Następnie każdy z nich
                  podszedł do jednego ze stojących lekarzy i kazał mu iść z sobą. Vogel,
                  przypominający ogolonego Don Kiszota , wyglądał z nich najpoważ-
                                                   175
                  niej. Zabrał go ze sobą sam Oberscharführer. Do niego zaś podszedł




                  175  Don Kichot z La Manchy – fikcyjna postać z powieści Miguela de Cervantesa.
                                                                        191






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   191                                  14-01-31   14:38
   188   189   190   191   192   193   194   195   196   197   198