Page 192 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 192
– No wie pan! W tym pasiaku wyglądam jak jakiś zbrodniarz. Co sobie
mogą o mnie pomyśleć!
Chciał powiedzieć coś obraźliwego, ale się powstrzymał. Mentalności
Żydów niemieckich nigdy nie zgłębi. A tym bardziej nigdy nie zmieni.
Spojrzał z ukosa na Hirschfelda, czy sobie aby czym twarzy nie zasłania
od strony chodnika...
Szli środkiem miasteczka już chyba z pół godziny. Zaczęli pokazywać
się pierwsi przechodnie. Głównie kobiety. Nikt nie zwracał na nich
najmniejszej uwagi. Nikt się za nimi nawet nie obejrzał. Jakby się nic nie
działo, jakby środek jezdni nie był zajęty przez kolumnę więźniów eskorto-
wanych przez uzbrojonych esesmanów. To nie był brak zainteresowania.
To była obawa, by nie dostrzec czegoś nieprzyjemnego, a może nawet
magicznego – a kysz! Lęk przed złą mocą, zjawą, która może, gdy się jej
ktoś przyjrzy, sprowadzić nieszczęście.
– Nas nie ma i nie było – mruknął z tyłu Vogel, który również zwrócił
uwagę na zachowanie się Niemców.
Wreszcie po godzinie marszu dobrnęli, niektórzy bardzo już
zmęczeni, do bramy otoczonego drutami kolczastymi obozu. Zatrzymali
się, gdyż przez bramę wychodziła właśnie kolumna więźniów udają-
cych się prawdopodobnie do pracy. Widok nie napawał optymizmem.
Twarze więźniów były przeważnie wychudzone, często zupełnie czarne.
Większość powłóczyła nogami, jak gdyby oszczędzając energię na póź-
niej, kiedy trzeba będzie pracować. Wychodzący mijali przybywających
obojętnie. Przybysze natomiast z ciekawością taksowali przechodzącą
obok kolumnę niewolników, starając się w ich twarzach odczytać swą
najbliższą przyszłość.
Po chwili znaleźli się wewnątrz obozu. Ponownie zarządzono apel.
Wszystko się zgadzało. Esesmani oświęcimscy dowcipkując, przekazywali
miejscowym dostarczony towar.
Zaprowadzeni zostali do baraku pierwszego z prawej strony, który był
czymś w rodzaju kantyny i kancelarii jednocześnie. Kazano im usiąść
wzdłuż długich stołów, na których umieszczono talerze i kubki. Wszystko
to, musiał przyznać, nastrajało dosyć życzliwie i kontrastowało z wyglądem
więźniów, którzy szli do pracy. Usiadł między Voglem a Hirschfeldem.
190
Mostowicz_zgck_-010214_.indd 190 14-01-31 14:38