Page 137 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana. "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" Arnold Mostowicz
P. 137

poddawała się tej metodzie. Przed prawdą o losie olbrzymiej większości
                  wysiedlonych broniła się za pomocą plotek i pogłosek mówiących
                  o istnieniu gdzieś w Rzeszy, gdzieś pod Krakowem, gdzieś w Rosji obozów
                  pracy, do których kieruje się wszystkich wysiedlonych. Niewykluczone, że
                  sami Niemcy rozpuszczali tego rodzaju pogłoski, nie chcąc narażać się
                  ze strony wysiedlanych na jakieś rozpaczliwe akty samoobrony. O takich
                  aktach mowy zresztą nie było. Między katami a ofiarami istniała dziwna,
                  niepisana umowa. Spokój w getcie był dla zarządzających nim władz nie-
                  mieckich argumentem pozwalającym bez specjalnych obaw utrzymy-
                  wać nadal dające gigantyczne zyski jedno z ostatnich skupisk żydowskich
                  w Polsce. A o to tylko Żydom chodziło. Spokój dawał im szansę na prze-
                  trwanie. Pozwalał im liczyć na cud...
                    ...Organizacja miała na szczęście własne dokładne źródła informacji.
                  Wiedziała, jaki jest kierunek każdego wysiedlenia, a więc tego – t e g o – też.
                  I dlatego znalazł się tutaj. Inaczej mówiąc, ktoś gdzieś załatwił, by ktoś
                  gdzieś wytypował właśnie jego i tego drugiego lekarza do tej obrzydliwej
                  roboty. Mieli ratować przed wysiedleniem niektórych spośród wyzna-
                  czonych do transportu przez władze żydowskie, kwalifikując ich jako
                  zdolnych do pracy fizycznej w warunkach gettowych. Innych zaś... Nawet
                  w myślach nie chciał formułować tego dokładnie. Chociaż przynajmniej
                  przed sobą mógł się usprawiedliwić faktem, iż niezależnie od tego, czy
                  znalazłby się tutaj, czy nie, i tak przeznaczono by ośmiuset ludzi na
                  samochodową śmierć...
                    Nie usłyszał, kiedy drzwi się otworzyły i do więziennej celi zamienionej
                  na gabinet lekarski policjant kogoś wprowadził.
                    – Dzień dobry – mężczyzna, który stał w drzwiach, powiedział to
                  po niemiecku.
                    – Dzień dobry. Proszę bliżej. Nazwisko pana?
                    – Cohen.
                    – Imię?
                    – Albert .
                          129
                    Machinalnie wypełniał rubryki w powielanym kwestionariuszu.


                  129  Wśród przybyłych do getta z Pragi brak jest osoby o tym nazwisku.
                                                                        135






         Mostowicz_zgck_-010214_.indd   135                                  14-01-31   14:37
   132   133   134   135   136   137   138   139   140   141   142