Page 248 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 248
Tłumaczę mu, że mówię po polsku tylko trochę, a on parska śmiechem.
– Więc będziemy rozmawiać w naszym języku. Będę mówić do ciebie
w jidysz, bo to ich wkurza – tłumaczy mi. – Widzę, że jesteś w szoku i nie
w humorze.
Kiwam głową na znak zgody.
– Naprawdę masz szczęście. Niedługo będzie zima. Najlepiej ją przetrzy-
mać pod dachem, nie na mrozie. Ja zawsze to robię parę dni przed pierwszym
śniegiem: tłukę parę witryn sklepowych i ląduję w ochronce. Nie bój się, jesteś
ze mną. Jak będziesz ze mną, nikt cię nie zaczepi.
To mnie bardzo uspokaja. Jakiś kamień spada mi z serca. Trudno uwierzyć,
że to się dzieje. Ot tak, znienacka. Ktoś mówi do ciebie w jidysz i obiecuje
pomoc.
Policjant i dwie Pedagożki mają takie miny, jakby wypili litr octu.
– Żeby wyzdychały te gojowskie kutasy. Chodź, gadajmy sobie głośniej
– proponuje Zygmunt.
Stopniowo się rozluźniam i opowiadam mu o zawalonym balkonie, o Bronce,
o ciotce.
Zygmunt przysuwa się bliżej. Cała reszta nas nie obchodzi.
– Więc zabawiałeś się z dziwkami. – Zygmunt spogląda na mnie z po-
dziwem. – Pewnego dnia ja też będę pracował z dziwkami. To najbardziej
dochodowy interes. Nie martw się. Dziwek na świecie nie zabraknie. A jak
nie te, to będą inne.
Usiłuję mu wytłumaczyć, że Bronka była inna.
– Bronka-Sronka, dziwka to dziwka. Wszystkie są takie same.
Chcę o niej powiedzieć coś więcej, ale auto się zatrzymuje. Policjant wysiada.
– Zdaje się, że przyprowadzą jeszcze jedną grupę. Dopóki ich nie spro-
wadzą, nie ruszymy, a to może potrwać dość długo – wyjaśnia mi Zygmunt.
Nagle przypominam sobie o banknotach, które dał mi Berl Szleper. Są
w mojej kieszeni.
Podaję mu banknot. Zygmunt długo bada mnie wzrokiem.
– Podobasz mi się. Nie jesteś kleszczem. Trzymaj się mnie, a będzie ci
lepiej, niż byłoby u matki.
Zygmunt tłumaczy coś pani Zofii. Ona nie zgadza się na jego propozycję.
Ostatecznie chłopak wysiada w towarzystwie pani Haliny. Przed wyjściem
mruga do mnie: „Nie ucieknę, nie masz się czego obawiać”. Zygmunt wraca
po godzinie obładowany paczkami. Są w nich śledzie, żółty ser, chleb, papie-
246 rosy i pęta kiełbasy. Ale mnie nagle przechodzi ochota na jedzenie, znów czuję