Page 246 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 246
– Kim była ta, na której pogrzeb przyszedłeś?
– Moją babcią.
– A co chciałbyś teraz robić?
– Chce mi się sikać. Muszę wyjść na dwór, bo jak nie, to wam tutaj nasikam.
Pani Pedagożka i pani Wychowawczyni są pełne zrozumienia.
– Ryszardzie – zwraca się pani do policjanta. – Dziecko musi zrobić siusiu.
Jest trochę zły, że go obudziły.
– Jeszcze chwila i będziemy na posterunku. Tam damy mu się wysikać
i zabierzemy jeszcze dwójkę dzieciaków.
– Chłopcze, wytrzymaj. Zaraz dojedziemy na posterunek.
– Powiedz to mojemu siusiakowi.
Pani Zofia i pani Halina robią miny, jakby opędzały się od much. Pró-
buję przypomnieć sobie sceny ucieczki z więzienia. Ale właśnie teraz obrazy
umknęły mi z głowy. Policjant znowu zasypia. Kiedy śpi, z ust cieknie mu
ślina, jak cienka, mokra nić. Z gęby wystają pożółkłe od tytoniu zęby i brą-
zowy, spuchnięty język. Z obrzydzenia zamykam oczy. Pani z długą szyją
uśmiecha się do mnie jak prostytutka na ulicy. W odpowiedzi wyszczerzam
zęby. Spanikowana odsuwa się nieco na siedzeniu. Zgodnie z opowieściami
Berla Szlepera i Ślepego Maksa, i w ogóle każdego, kto kiedyś siedział w ciupie,
najlepiej jest wspominać ludzi, którzy nas kochali, byli nam bliscy i, co najważ-
niejsze, rozumieli nas. Moim najświeższym wspomnieniem jest oczywiście
Bronka. Dla mnie ona wciąż żyje. We wszystkim, co zamierzam zrobić, radzę
się jej. Film Dybuk, który oglądałem z Herszlem, ostatecznie mnie przekonał,
że istnieje życie po śmierci. Duch nie zna granic, potrafi pokonywać ściany
i duże odległości, a przeniknięcie tej psiarni naprawdę nie stanowi dla niego
problemu. Słowo „psiarnia” sam wymyśliłem na określenie auta ze względu
na to, do czego służy. Przecież wyłapuje ono dzieci z ulicy tak jak auto straży
miejskiej łapie bezpańskie psy. Później dowiedziałem się, że inne dzieci też
je tak nazywają.
Z zamkniętymi oczami opowiadam Bronce, jak zostałem schwytany przez
policjantów, kiedy ona leżała w trumnie, a ja czekałem na jej pogrzeb, i jak jeden
z jej krewnych omal mnie nie zabił, uderzając mnie w twarz. Mam wrażenie,
że Bronka próbuje tłumaczyć jego postępowanie, a nawet je usprawiedliwić.
„Awrumie Lajb, przecież u ciebie w rodzinie na pewno też nie wszyscy byli
w porządku…”. „Fakt, nie byli w porządku – tłumaczę jej – ale przynajmniej
nie bili”. „Awrumie Lajb, nie kłóćmy się z powodu jednego łajdaka w mojej ro-
244 dzinie”. Uważam, że ma rację. Więc opowiadam jej, jak jadę z dwiema ubranymi