Page 243 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Arie Aksztajn (Eckstein) - Ulica Dolna.
P. 243

Za nim cztery inne: Bronki, Stefy, Eleonory i Laury. Wózki chrześcijanek są
             wysokie, ozdobione krzyżami i przeszklonymi ściankami. Konie chrześci-
             janek też są ubrane na czarno. Szkapa przy wózku ciotki wygląda mizernie
             i chorowito. Przy jednym z wózków stoi matka Bronki z kilkoma innymi
             gojami. Są ogorzali jak Cyganie. Próbuję się dowiedzieć, którym wózkiem
             przewożą Bronkę. Jakiś goj odpycha mnie brutalnie. Usiłuję mu wytłumaczyć
             po polsku, że Bronka i ja byliśmy prawdziwym rodzeństwem. Nie zdążam
             jednak dokończyć zdania, bo dostaję taki cios w twarz, że mam wrażenie, że
             gdybym dostał jeszcze raz, można by i dla mnie przygotować czarny wózek
              obok ciotki.
                Uchylone drzwi baru przypominają mi, że od wczoraj nie jadłem, a kto
             pozostał przy życiu, musi jeść. Ku swojemu zdziwieniu w środku napotykam
             Berla Szlepera, Białego Heńka i Awruma Czompa. Cała trójka siedzi w ciem-
             nym kącie, podenerwowana. Berl Szleper jest bardzo chudy i niechlujnie
             ubrany, jakby uciekł z jakiejś obławy i nie zdążył się pozbierać. Mówi szybko,
             rozglądając się podejrzliwie.
                – Awrumie Lajb, rozmawiałem z Chawale. Ona weźmie cię do siebie. Idź
             do niej zaraz po pogrzebie.
                Berl ściska mnie mocno za ręce i wtyka mi kilka banknotów.
                – Takie jest życie. Musisz być silny.
                Ktoś w knajpie krzyczy:
                – Policja!
                Berl Szleper, Biały Heniek i Awrum Czomp zwiewają przez tylne drzwi.
             Ja za nimi. Przeskoczywszy przez płot, badam teren. Z daleka słyszę płacz.
             Idę w ślad za tym odgłosem i docieram do konduktu żałobnego. Za każdym
             wózkiem kroczy kilka osób. Nie znam ich. Widocznie są to krewni albo nawet
             rodzice. Ktoś popycha mnie w stronę wózka ciotki. Kondukt sunie powoli.
                – Zobacz, taki mały, a już przestępca – zauważa ktoś w tłumie, wskazując
             na mnie.
                Kątem oka dostrzegam paru kieszonkowców, wśród nich Józka. Wózek
             ciotki zatrzymuje się przy cmentarzu żydowskim. Czekamy. Brama cmentarna
             jest jeszcze zamknięta. Ktoś idzie po grabarza. Paru mężczyzn, prawdopodob-
             nie klientów ciotki, mruga do mnie. Nie reaguję. Naprzeciw mnie idą dwaj
             mężczyźni i dwie kobiety. Ktoś szepcze do mnie: „Uciekaj”.
                Nie rozumiem, przed kim mam uciekać. Ale jest za późno. Zbliżają się
             do mnie i odcinają mi drogę ucieczki. Jedna z kobiet wyjaśnia mi, kim są i co
             mnie teraz czeka.                                                     241
   238   239   240   241   242   243   244   245   246   247   248