Page 107 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Naród Zatracenia.
P. 107

Poznałem go dopiero, kiedy spadła
 mu czapka, a rysy jego twarzy
 jakby nieco odmłodniały po śmierci.
 To był ten sam człowiek, który jeszcze
 przed wojną wybił szybę w domu
 Ruma. Człowiek, od którego zaczęło się
 dla mnie zło. Który mnie nim zaraził.


 Teraz ja się uśmiechnąłem.
 Odczułem ulgę i wielką satysfakcję,
 jak gdybym został królem.
 Znów byłem silny, nadludzki;
 nie taki, jak kiedy rzuciłem się
 ratować dziewczynkę w chwili słabości,
 którą głupcy nazywają dobrem.


 Po co uratowałem to dziecko?
 Po co ratować kogokolwiek, skoro
 nikomu nie można pomóc,
 nawet sobie? Poznałem tajemnicę
 swojej niewidzialnej mocy
 i wyszedłem na ulicę pewny siebie,
 jak dawniej. Znowu nikt mnie
 nie widział. I więcej już nie zobaczy.
 Mogłem znów spróbować
 kogoś ocalić, ale nie chciałem.
 Stałbym się widzialny i bezradny,
 znów ryzykowałbym własnym
 życiem i tym razem na pewno
 już bym zginął. Zresztą dlaczego
 miałbym uratować to, a nie tamto
 dziecko? Nie byłem po niczyjej
 stronie, tylko po swojej. Znów
 chciałem już tylko patrzeć.
   102   103   104   105   106   107   108   109   110   111   112