Page 106 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Naród Zatracenia.
P. 106

Poznałem go dopiero, kiedy spadła
            mu czapka, a rysy jego twarzy
            jakby nieco odmłodniały po śmierci.
            To był ten sam człowiek, który jeszcze
            przed wojną wybił szybę w domu
            Ruma. Człowiek, od którego zaczęło się
            dla mnie zło. Który mnie nim zaraził.


            Teraz ja się uśmiechnąłem.
            Odczułem ulgę i wielką satysfakcję,
            jak gdybym został królem.
            Znów byłem silny, nadludzki;
            nie taki, jak kiedy rzuciłem się
            ratować dziewczynkę w chwili słabości,
            którą głupcy nazywają dobrem.


            Po co uratowałem to dziecko?
            Po co ratować kogokolwiek, skoro
            nikomu nie można pomóc,
            nawet sobie? Poznałem tajemnicę
            swojej niewidzialnej mocy
            i wyszedłem na ulicę pewny siebie,
            jak dawniej. Znowu nikt mnie
            nie widział. I więcej już nie zobaczy.
            Mogłem znów spróbować
            kogoś ocalić, ale nie chciałem.
            Stałbym się widzialny i bezradny,
            znów ryzykowałbym własnym
            życiem i tym razem na pewno
            już bym zginął. Zresztą dlaczego
            miałbym uratować to, a nie tamto
            dziecko? Nie byłem po niczyjej
            stronie, tylko po swojej. Znów
            chciałem już tylko patrzeć.
   101   102   103   104   105   106   107   108   109   110   111