Page 57 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb „Między miasteczkiem i Łodzią. Opowieść o miłości”.
P. 57

tego nauczyli się tkactwa i wielu z nich później stało się potężnymi fabrykantami,
             jak właściciel ich fabryki Berman. I że żydowscy robotnicy byli podwójnie zniewoleni
             – jako Żydzi i jako robotnicy właśnie. Mówił też, że gdy nadejdzie „socjalismus”,
             a może nieco wcześniej, odbudują własny kraj w Erec Isroel . Binele ponownie
                                                               57
             usłyszała słowo „syjonizm”, które tak często słyszała z ust Szmulika Felczera
             w Bocianach. Ale teraz słowo to nie było już takie odstraszające.
                W ogóle Binele mało co pojmowała ze słów Mojszego i nie przysłuchiwała się
             im za bardzo. Nie były ciekawe i nie miały wielkiego z nią związku. Nawet fakt,
             że wojna między „Deutschland” i Rosją wisiała na włosku, też ją mało obchodził.
             Na razie nie było wojny, a Łódź była Łodzią – i Mojsze szedł obok niej. Na tym
             warto było się skupić.
                Namówiła Mojszego, aby zabrał ją do lunaparku, aby pojeździli na karuzeli.
             Tam założyli się i grali na trawniku w berka. Ona była żwawsza od niego. Ale kiedy
             upadli na trawę, okazała się słabsza – chociaż wydawał się wstydliwy i nieporadny.
                Za to Mojsze był świetnym tancerzem. Nauczył Binele tańczyć nowoczesne
             tańce salonowe i często zabierał ją na potańcówki. Po krótkim czasie tak się
             oboje wyróżniali, że zaczęli zbierać nagrody za pierwsze miejsce jako najlepsza
             para taneczna w sali – za charlestona, walca, slow-foksa, fokstrota i rumbę.
                Często, kiedy Binele wychodziła z Pięknym Mojszem z fabrycznego podwórka,
             zauważała Jojnego Swołocz przechodzącego obok. Zwracał głowę w ich kierun-
             ku, a wówczas ich spojrzenia spotykały się na chwilę. Ogień jego zielonych oczu
             przenikał ją jakimś żarem. Twarz jej płonęła. Czuła się winna wobec niego – ale
             nie wiedziała, czemu. W hali, przy pracy, Jojne ostatnio jej unikał, ale nie raz czuła
             jego ostre zielone spojrzenie przesuwające się po jej ciele. Kiedy odwracała głowę,
             komicznie machał do niej ręką, poprawiał złodziejską czuprynę na głowie i znikał.
                Binele zaczęła źle sypiać – nie tylko z powodu osiłka Cypory. Coś dręczyło
             jej serce, a niepokój, który czuła w ciele, nie dawał się uciszyć. Syreny często
             wyły nocami. Plaga pożarów objęła miasto. Mojsze próbował jej to wyjaśniać –
             czasy były złe, więc fabrykanci tak często „płonęli”, aby ratować swoje polisy.
             Jakoś pojęła, o co chodzi. Nie mogła natomiast zrozumieć własnego strachu na
             widok czerwonego nieba. Jako dziecko w Bocianach była kiedyś zaintrygowana
             pożarem, który wybuchł jednej nocy, przyglądała się wówczas wszystkiemu,
             trwając w przyjemnym napięciu.
                Gdy pewnej nocy zaczęły wyć syreny, Binele zeszła z siennika i podeszła do
             okna. Wozy strażackie spieszyły dokądś po bruku, ich żelazne koła oraz kopyta
             galopujących końskich kopyt czyniły wielki hałas na kamieniach. Gdzieś poru-
             szały się pochodnie, rzucając rzadkie cienie tańczące między dachami. Niebo
             było czerwone, jakby w samym środku nocnych ciemności zachodziło słońce.
                – Oj, tatusiu… – szeptała Binele do siebie. – Tatusiu, gdzie jesteś…



             57   Erec Isroel (hebr.) – Ziemia Izraela.                            57
   52   53   54   55   56   57   58   59   60   61   62