Page 755 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 755

w zasadzie cały czas znała prawdę; znała ją od przybycia do Auschwitz, znała ją,
             gdy stała w bydlęcym wagonie przy wyjeździe z Auschwitz do Hamburga. Serce
             jej wtedy krwawiło, gdyż przeczuwała, że nić na zawsze zostaje zerwana.
                Był to wewnętrzny głos, który nie przestawał lamentować. Bardzo ucieszyła
             się z wyzwolenia i z odzyskania Marka. Lecz ta wolność i ta miłość zadawały
             ból. Wyszukanych środków było teraz potrzeba, żeby zapomnieć, przynajmniej
             pozornie. Należało być aktywnym, pędzić tu i tam, robić zamieszanie, żeby móc
             kontynuować swój los. Ważne było utrzymanie tego lamentującego serca przy
             życiu.
                Miriam się poszczęściło. Miała najlepszy środek, żeby zapomnieć: Marka.
             Myśl o nim pomagała jej w najczarniejszych godzinach. A on był przeszczęśliwy,
             że ją odnalazł; taki był łasy, żeby trzymać ją w objęciach! Nie mógł jej oczywiście
             oszukać: był tak samo rozbity jak ona. On też przeżył, ale nie miał ani jednego
             krewnego. Lecz nie trwało to dłużej niż dzień‒dwa, jak odzyskał zdolność wpa-
             dania w zachwyt. Był wdzięczny losowi za odnalezienie Miriam. Oczu nie mógł
             od niej oderwać, dotykał jej, żeby się upewnić, że to jawa, nie sen.
                Rysy jego twarzy na nowo zaczęły się zmieniać. Nie żeby odzyskał swoją dawną
             twarz, lecz stała się ona bardziej otwarta, jaśniejsza. Całkowicie nowa twarz.
             Przyswoił sobie także nową, wyjątkową umiejętność wpasowywania się w rytm
             czasu w nowej normalności i robienia drobiazgowych planów na przyszłość.
             „Mamy przed sobą kawał życia” – ekscytował się.
                Miriam w żaden sposób nie umiała podzielać jego radości. Na tysiąc warian-
             tów przeżywała śmierć Jankewa. Zatraciła się w jego samotnej agonii. Chciała
             wżyć się w jego ostatnie chwile i nie potrafiła. Jego ostatni oddech stanowił ba-
             rierę, poza którą nie mogła mu towarzyszyć; głębię, której nie mogła dosięgnąć.
             Choć w przedziwny sposób, tak jakby dodatkowym zmysłem, który nie miał nic
             wspólnego z empirią, wciąż jeszcze czuła, że on żyje, tak jak miała przeczucie,
             że Binele żyje.
                Przyroda straciła swój urok. Dni utraciły swoją fundamentalną żywotność.
             Miała sen. Widziała Nońka siedzącego Jankewowi na barana na zaśnieżonej pu-
             styni i trzymającego w rączce sznurek od latawca, który zrobił dla niego Abrasza.
             Coś w rodzaju chagallowskiej rzeźby, którą Abrasza wykuł z lodu.
                Później zobaczyła siebie w kacecie z Wierką. Każdego dnia podczas selekcji
             wybierali pięćdziesiąt kobiet na rozstrzelanie 524 . Wierka i Miriam trwożnie próbo-
             wały uchylić się od wyroku. Kiedy ich stracenie było nie do uniknięcia, poprosiły
             Frau Hammer, żeby darowała im choćby jeszcze jeden dzień, gdyż egzekucja
             wypadała w szabes. Jeśli mają umrzeć, to niech to nie będzie w dniu, kiedy tata
             kupował balony, gdy szły, jako małe dziewczynki, z nim na spacer. W szabes tata



             524   Niemal dokładnie taki sen opisała Chava Rosenfarb 1 września 1945 r. w swoim dzienniku, któ-
                rego fragmenty opublikowała w 1948 r. wraz z wierszami z getta. Zob. Źródła przypisów.  753
   750   751   752   753   754   755   756   757   758   759   760