Page 750 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 750
Zostało tylko sto kilometrów do Monachium, poinformowali G.I. swoje pasażerki,
z przyjemnością fundując im tak szybką jazdę, że aż zapierało dech.
Było przepięknie. Wiatr i dziki śmiech, gwizdy i ryki tych diabłów w mundurach
były upajające. Miriam i Malka podnosiły gwałt, piszczały i śmiały się ze strachu
i ekscytacji.
Więcej niż jeden raz w czasie tej podróży obie się dziwiły: dwie młode kobiety bę-
dące same, przejeżdżające przez kraj w stanie chaosu, pełnego mężczyzn w kwiecie
wieku, amerykańskich i angielskich żołnierzy, zdemobilizowanych Niemców lub innych
ludzi wszelkich nacji, wyzwolonych z obozów, głodnych kobiet. Więcej niż jeden raz
Miram i Malka przypominały sobie przestrogi Balci. Nie uważały siebie za wyjątkowe
krasawice . Lecz nie czuły się też jakimiś brzydulami, niezależnie od ich wychudzo-
517
nych figur i obciętych włosów. Mogły potwierdzenie tego wyczytać z oczu spotykanych
mężczyzn. A jednak nikt na poważnie ich nie zaczepił ani nie zrobił im krzywdy. Może
coś przeciwnego było prawdą. Czy to poprawne zachowanie mężczyzn stanowiło odpo-
wiedź na skromne zachowanie Miriam i Malki? Albo był to dowód, że świat męski pra-
gnie powrócić do człowieczeństwa? Czy może ich przypadek był wyjątkiem, i po prostu
szczęście sprzyjało im do teraz?
Co się tyczy szalonego pędzenia w jeepie, to wszystkie niebiańskie wyrocznie
raczyły niewątpliwie przyłożyć swoją rękę do figli-migli tych dwóch dipisówek.
Zesłały ulewny deszcz tak obfity, że Miriam i Malka ledwo mogły wzajem zo-
baczyć swoją twarz, nie mówiąc już o twarzach właścicieli kolan, na których
siedziały. I w ten sposób wjechały do Monachium, przemoczone do szpiku
kości, lecz zwycięskie. Wznosząc gromkie „Hurra!” i z głośnymi okrzykami
„Goodbye!” G.I. wysadzili dziewczęta z jeepa tak, żeby mogły wylądować pod
dachem z wiszącego balkonu zniszczonego domu. Zanim odjechali, obejrzeli
się na te dwie skąpane deszczem dziewczyny i zanosząc się dzikim śmiechem,
wytykali je palcami.
Tam, pod balkonem, Miriam i Malka miały możliwość spojrzeć na siebie
– a to, co zobaczyły, sprawiło, że mało nie padły. Ich eleganckie „paryskie ko-
stiumy”, uszyte z granatowego unrowskiego koca, zafarbowały i pobrudziły na
granatowo ich twarze, szyje, ramiona i nogi. Stały więc tak zdeprymowane pod
balkonem, krzywo uśmiechając się do siebie, a jednocześnie ani przez chwilę
nie przestawały myśleć, że osiągnęły cel podróży. Myśli w głowie przewalały się
falami. Wszystkie pytania zredukowały się do tego jednego: czy odnajdą tych,
których szukają?
– Wiesz co, Malka? – odezwała się Miriam nieśmiało. – Ruszajmy od razu
do Birnau.
Malka przystała na to.
748 517 Krasawica (ros.) – kobieta wyjątkowej urody.