Page 646 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 646
– Powiedz mi, córko – zwraca się do niej. Dziewczyna staje zdumiona jej
śmiałością, a może zdaje jej się przez sekundę, że Balcia zna ją z dawnego życia.
Balcia oswobadza jej ramię. Dziewczyna zaciska pięść wokół pejcza. – Powiedz
mi… – Balcia szykuje się do zadania pytania.
Dziewczyna mierzy wzrokiem Balcię i całą naszą grupę. Nie odkrywając wśród
nas żadnej znajomej twarzy, wybucha:
– Ja ci dam „powiedz mi, córko”, że twoi przodkowie staną ci przed oczyma! –
Trzyma pejcz nad głową Balci i patrzy na nią z czystą, bezwzględną nienawiścią,
bez krzty litości. W głębi jej źrenic gorze płomień. – Precz mi z oczu! – zagrzmia-
ła. – Moje własne dzieciątko poszło z dymem, a ty, koścista stara torbo, wciąż
chodzisz na tych swoich dwóch nogach! – Wolną ręką popchnęła Balcię głęboko
do kolumny, jakby w ten sposób chciała oderwać od niej wzrok, ale nawet wtedy
nie udaje się jej to.
Malka gotowa jest rzucić się na tę blond demonicę, ale Balcia próbuje uspo-
koić zarówno Malkę, jak i blondynkę, która się przyczepiła.
– Czemu tak się unosisz, dziewczyno? – mamrocze drżącymi wargami. A do
Malki zwraca się, wskazując na dziewczynę. – Nie widzisz, że ona, biedaczka,
ma złamane serce?
Malka wybucha jednak i wydziera się na blondynę:
– I kimże ty jesteś, że zgrywasz taką ważniarę? – Siłą wpycha się między
Balcię i dziewczynę.
A blondyna jakby tylko czekała na Malki pytanie, śmieje się szorstko, smaga
pejczem w powietrzu i spuszcza go na Malki ramiona.
– Teraz wiesz już, kim jestem, ty wszo? – ryczy. – Teraz tylko cię pogłaskałam
pejczem, żebyś nie prosiła, ostrzegam cię, jeśli dalej będziesz się stawiać, niedłu-
go to potrwa i wylecisz przez komin, mój skarbie! – Balcia i Hanka przytrzymują
Malkę, żeby nie rzuciła się na krzyczącą dziewczynę. – Mogę ci dać dobrą radę!
– wrzeszczy tak, aby wszystkie kobiety w kolumnie ją słyszały. Wybałusza oczy na
Malkę, grymas obrzydzenia wykrzywia jej twarz. – Tu jest Auschwitz-Birkenau, nie
letnie kolonie w Zakopanem. Tu najpierw jesteś pogrzebana w najgłębsze otchłanie
ziemi, by potem pójść głęboko w niebo. A ja jestem twoją kapo, suko, właśnie
tym jestem! Zapamiętaj to sobie dobrze! – Oddala się z dziką szybkością wzdłuż
kolumny kobiet i wyrównuje ją, nie przestając wrzeszczeć ochrypłym głosem.
Grupa kobiet z naszej kolumny zostaje wprowadzona do najbliższego baraku.
Druga kapo wychodzi do nas i krzyczy:
– Albo jecie ten chleb, który macie przy sobie, głupie krowy, albo zabieram
wam go tu na miejscu!
– Boże uchowaj! – piszczy kobieta z tłumu i przyciska kawałek chleba do
piersi, jakby to był niemowlak.
– Bóg nikogo tu nie uchowa, małpo jedna! – odpowiada jej kapo. Odrzuca
głowę, jakby chciała pochwalić się swoimi krótkimi kręconymi włosami. Blondynka
644 też sprawia wrażenie dumnej ze swoich włosów.