Page 643 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 643

Rozdział dwudziesty dziewiąty
















             Auschwitz. Birkenau. Przy całym podobieństwie wszystkich punktów w uniwersum
             obozów śmierci, Ty masz swoje Auschwitz, Abraszo, a ja mam swoje. Nabieram
             coraz większego przekonania, że obiektywne opisy tych miejsc nie mają sensu.
             Chociaż obrabowano nas z naszej indywidualności, każdy z nas widział tę samą
             gehennę swoimi oczami; każdy jeden rozgorączkowany umysł stworzył własną
             realność czy iluzję realności. Jaka jest prawda? Prawdą jest to, co każdy z nas
             uznaje za prawdę – i żadna inna prawda nie istnieje.
                To, co ja widzę, jest pustynią, słyszę wycie hien w drgawkach przedśmiert-
             nych. Żebra porozrzucanych szkieletów. Ciała jak węże, gady czołgające się
             po skamieniałych zwłokach planety. To, co ja widzę, jest końcem, który ciągle
             nabrzmiewa, wielokrotnieje i rozpada się w pylastą nicość. Pustka wydrenowana
             z myśli, z marzeń, z tęsknot, a nawet z bólu. Banalna powierzchowność kata-
             klizmu i dnia powszedniego. Fatalna tajemnica zmierzchu świata – obnażony
             koniec. Mdłości. Nuda.
                Baraki. Na wpół zmrożone mrowiska pod pustym niebem. Niebo przyfastrygo-
             wane do ziemi delikatną pajęczyną drutu kolczastego pod wysokim napięciem.
             Wieże obserwacyjne dla wartowników: małe domki na nóżkach – wysokich
             słupach, jak skamieniałe roboty z wielkimi, ruchomymi oczami reflektorów, czy
             jak wulgarne kopie orientalnych pagód na szczudłach.
                Żyjący jeszcze kacetnicy. Mrówki, które zgubiły swój kierunek. Jeszcze drep-
             czące nogi kościotrupów, roją się w chaosie. Otumanieni jednym koszmarem
             przechodzącym w kolejny koszmar. Przebłyski świadomości, że pozostaje się
             w rękach woli, która ostatecznie jest naturą. Ostatnia stłumiona próba ocalenia
             własnej indywidualności, własnej twarzy, wżyna się w resztkę twojego czło-
             wieczeństwa i przywiera. Koniec historii jest w jej początku. Tu koniec połyka   641
   638   639   640   641   642   643   644   645   646   647   648