Page 645 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 645

– Jestem najstarsza z was wszystkich tutaj – zwraca się do nas Balcia, jak
             gdyby była z tego dumna. Wydaje mi się, że w rzeczywistości wygląda młodziej.
             Przywykłyśmy ją nazywać „mamusią”, ale teraz, kiedy Sorka czy Hanka tak ją
             nazywają, drażni mnie to. Zabierze mi trochę czasu, zanim znów zacznę tak się
             do niej zwracać.
                Balcia jest wciąż jeszcze roztrzęsiona, załamana utratą swojego pierwszego
             wnuka, przygnębieniem Soni, rozłąką z Gabim i zniknięciem mojej mamy z Wier-
             ką. Jest załamana jak my wszystkie – w otępiały, zimny sposób, jakbyśmy były
             otumanione narkotykiem. Ale w spojrzeniu Balci błyskają ostre iskry przerażenia,
             dokładnie takie jak przed selekcją na rampie. Trwoga o jej własny los. Bardziej
             niż my, młode, martwi się, co nas spotka w tych barakach, przed którymi stoimy.
             Czy selekcja, którą dopiero co przeszły, jest definitywna? A może lada moment
             odbędzie się jeszcze jedna, tu na miejscu, w barakach?
                Kolumna kobiet nadchodzi z przeciwnej niż kompleks baraków strony. Kim
             one są? Głowy mają ogolone, odziane są w szmaty. A co stało się z tymi setkami
             kobiet, które były przed nami, jako część naszej kolumny? Czy zaprowadzono
             je do tych oto baraków? Gdzież one zniknęły? Te dobrze wyglądające, ubrane
             w pasiaki, dziewczyny z krótko ostrzyżonymi włosami, które zajmują się nami,
             na swój specyficzny sposób wyglądają elegancko. Komenderują nami, krzycząc
             szorstkimi, zachrypłymi głosami. Słychać je na milę. I tę oto kohortę kobiecego
             komanda otacza kolumna ogolonych kobiet w szmatach, które z dala idą nam
             naprzeciw. Ogolone wyglądają na oszołomione przez te nieogolone i w okamgnie-
             niu wypełniają ich rozkazy.
                Po długim czekaniu pokazuje się jeszcze jedna kolumna kobiet na przeciw-
             ległej stronie baraków i też zostaje odprowadzona. Nasza kolumna rusza do
             przodu i zbliża się do baraków.
                – Nie rozumiem – odzywa się Balcia. – Co się stało z kobietami z naszego
             transportu, które prowadzono do tych baraków? Dlaczego nie wychodzą?
                Malka wskazuje brodą w dal:
                – To muszą być one, te z naszego transportu, te tam ogolone. Nam też pewnie
             zabiorą odzież, dadzą nam szmaty do ubrania i ogolą nam głowy.
                Balcia rzuca pełne zatroskania spojrzenie na długie, kasztanowe włosy Mal-
             ki, a potem na moje. W getcie, kiedy mama pomagała mi myć w misce długie
             włosy, zwracała się czasem do Balci, pokazując jej całą miskę moich włosów:
             „Patrz tylko – chełpiła się – cała miska pełna złota”. Albo mówiła: „cała miska
             pełna słońca”.
                – Wyrównać rząd i przestać szwargotać! – krzyczy na nas energiczna dziew-
             czyna. Jej krótko ostrzyżone blond włosy podskakują na głowie, kiedy jak torpeda
             cwałuje wzdłuż naszej kolumny. Krzyczy, naciąga swoje struny głosowe na naj-
             wyższe rejestry ochrypłości i smaga nad naszymi głowami podwójnym pejczem.
                Na Balci wrzaski dziewczyny nie robią żadnego wrażenia. Kiedy nawracając,
             podchodzi do nas, Balcia łapie ją za ramię i zatrzymuje.             643
   640   641   642   643   644   645   646   647   648   649   650