Page 555 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 555
Rozdział dwudziesty piąty
Ślub Sorki i Mendla Sznajdera odbył się w namiocie teatralnym. To była tradycyjna
uroczystość, chociaż ani jedno, ani drugie nie uważało się za osoby religijne. Ale
tak chcieli. Nalegali. Był to ślub smutku i nadziei, orgia łez i orgia radości z życia.
W obozie zdarzały się też mniejsze, codzienne orgie radości i łez. Co kacetnicy
„wyszabrowali” u niemieckich chłopów, gotowali na podwórzach za barakami.
Niektóre kobiety same zabijały kury. Inne zwracały się o pomoc do mężczyzn.
Ponownie rozpalano ogniska i stawiano na nie cynowe kociołki. Jedzono posiłki,
siedząc wokół ognia. Było w tak ceremonialnym jedzeniu coś dzikiego, atawi-
stycznego – jakby powrócono do prymitywnych czasów życia plemiennego, aby
od nowa rozpocząć historię ludzkości. Małe ogniska, rozrzucone po wszystkich
podwórzach, dymiły, czadziły i wypełniały powietrze zapachem mięsiwa. Obrazek
ten zdawał się zupełną odwrotnością życia w kacecie. Wesołe zawołania, śmiech
i dźwięk nieustannej gadaniny dochodziły ze wszystkich stron.
Orgie łez działy się w środku, w barakach. Dniem i nocą. Po sąsiedzku z po-
kojem Miriam mieszkała kobieta cierpiąca na pomieszanie zmysłów. Straciła
całą szóstkę dzieci, biegała więc po polach wokół obozu i łapała bezdomne koty.
Trzymała je w swoim pokoju i im matkowała. Była też inna kobieta, która przeszła
eksperymenty w Auschwitz. Jej stan też graniczył z szaleństwem. Żartowała po
niemiecku: „Maschine kaputt. Ich nichts Kinder 360 ”.
Zagraniczni goście stale przybywali do obozu jak do jakiegoś ogrodu zoo-
logicznego. Poza przywódcami politycznymi i mówcami, przybywali żydowscy
360 (niem.) Maszyna zepsuta. Nie mam dzieci. 553