Page 529 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 529
leżą na trawie podobnie jak ja i Marek. My jednak ledwo zauważamy nawet tę
parę, która znajduje się najbliżej nas. W powietrzu niosą się dobiegające z oddali
dźwięki harmonijki ustnej. My dwoje jesteśmy sami i nie mamy pojęcia, co zrobić
z drogocennym ciężarem naszej miłości. Jedyne, co wiemy, to to, że jesteśmy
przestępcami, którzy przygotowują się do tego, by pulsujący, ciepły, żyjący skarb
wrzucić do stawu nieistnienia.
Nie mamy sobie nic nowego do powiedzenia. Wszystko jest dla nas jasne
z brutalną wyrazistością. Opanowana dziwnym uczuciem mówię Markowi, że nigdy
nie przestanę tańczyć. On zapewnia mnie, że nigdy by tego ode mnie nie zażądał.
– Tobie również, Marku, nie wolno zboczyć z twojej własnej drogi – dodaję.
– Mów sama za siebie – odpowiada.
– To ty mów za siebie.
Po długim milczeniu szepcze:
– Chcę się z tobą ożenić, stworzyć z tobą dom. Jakiej profesji bym nie wybrał,
moje życie nie będzie miało żadnego istotnego sensu, jeśli zabraknie w nim mojego
własnego kącika, który dzieliłbym z tobą. Do żadnej profesji nie odczuwam takiej
pasji, jaką ty masz do swojej. Jestem zbyt wielkim cynikiem. Jeśli nawet nauka
zastępuje mi religię, to jednak nie jest w stanie pomóc mi żyć. Ty pomagasz mi żyć.
Ty jesteś moim życiem. – Po paru minutach milczenia dodaje spokojnym, suchym
głosem: – Widzisz przecież, że w naszym przypadku to, co dla nas ważne, oddala
nas od siebie. Zwykle oczekuje się, że to kobieta mówi takie rzeczy. Ale jaka to
różnica? Tak to jest i szczerze mówiąc, nie widzę możliwości dla ciebie i dla mnie,
żebyśmy się kiedyś ponownie zeszli. To mówi mi rozum. Chcesz, żebym ci przy-
siągł wieczną miłość? W tym momencie nie przyszłoby mi to z trudem. Kocham
cię z całego serca i duszy, ale wiem też, co czas rozstania może uczynić z ludźmi.
Oczywiście mogę pojechać za tobą do Paryża, pojechać za tobą dokądkolwiek
stąd wyruszysz. Jednak nie wyjdzie nam to na dobre. Nasze priorytety nie są takie
same. Moim priorytetem jest bycie z tobą, a twoim bycie tancerką. Nie chcę mydlić
sobie oczu i nie chcę zgodzić się na to, by mi je mydlono.
Nie mogę pozbyć się wrażenia, że przeżywam scenę z jakiegoś filmu – fał-
szywą, przesadnie melodramatyczną, chociaż jej tło jest tak realne, a treść tak
prawdziwa i destrukcyjna.
Zaplatam ramiona wokół karku Marka.
– Nie przeżyję naszego rozstania, Marku – mówię cicho, czując jednocześnie,
że tracę coś, czego już nigdy nie uda mi się odzyskać.
W drodze powrotnej przechodzimy obok kataryniarza, który stoi w ciemnej
bramie i wygrywa coś na katarynce. Jest kaleką z drewnianą nogą i ma ślepe
oko, a na jego katarynce siedzi przymocowana do niej łańcuszkiem papuga.
Kataryniarz woła śpiewnie:
– Cała przeszłość, przyszłość i teraźniejszość za jedyne pięć groszy!