Page 527 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 527
że stwarzać oznacza żyć dwa razy? Artysta żyje dwa razy, żyje podwójnie. Dla
ludzi, którzy wiodą jedno życie, codzienne, zwykłe sprawy, ich materialne troski
i fizyczny dobrobyt, czy nawet ich normalne sentymenty i pasje – są początkiem
i końcem wszystkiego. Ale dla tych, którzy żyją podwójnie, to, co codzienne i zwy-
czajne, jest jedynie przedsionkiem, który prowadzi do innego życia.
– Prawisz kazania jak madame Felicja.
– Gdybym tylko był tak oddany mojej sztuce, jak ona swojej, może byłbym
wart przebywania w jej towarzystwie. Ona jest kapłanką swojej sztuki. Ja ko-
cham moją pracę, jak mówi Flaubert, rozpaczliwą i perwersyjną miłością – tak,
jak pustelnik kocha swoją włosienicę, która ociera jego skórę. Madame Felicja
miłuje swoją pracę niczym westalka kochająca płomień, którego strzeże – jak
gdyby był on tuniką gładzącą jej ciało.
– A ja nie znoszę takiego gadania, Abraszo! Jeśli prawdą jest to, co mówisz, to
bądź tak dobry i powiedz mi, do którego z moich dwóch żywotów należy Marek?
Twoja twarz przyjmuje bardzo poważny wyraz.
– Jeśli przyszłaś zapytać mnie o radę, to posłuchaj. Zostało ci tylko parę
tygodni, które możesz spędzić z Markiem.
– O Boże, jak łatwo mu to powiedzieć!
Udajesz, że nie słyszysz mojego okrzyku.
– Nie marnuj tych paru tygodni. Nie myśl o każdej godzinie z osobna. Żyj
w tym czasie pełnią życia. Wiem, że brzmi to pusto w twoich uszach, jak gdyby-
śmy mówili o ostatnim posiłku, ostatnim papierosie kogoś, kto jest skazany na
śmierć. Skazany na śmierć czuje pewnie – razem ze strachem, który dławi go
w gardle – pełny smak każdego kęsa pokarmu, którego już nigdy więcej nie za-
kosztuje. Jednak ty, Miriam, jesteś skazana na życie, a nie na śmierć. Na bogate
i piękne życie. I będziesz miała swoje wspomnienia. Wspomnienia nie należą do
przeszłości, lecz do teraźniejszości. Oddziałują na ciebie z każdym oddechem,
który bierzesz. Dobre wspomnienia pomagają oddychać pełną piersią, a tancerka
musi mieć dobre płuca. – Zanurzasz palce w swojej czuprynie i drapiesz się po
głowie. – Masz rację, wygaduję głupstwa. Przede wszystkim mam na myśli to…
że musisz się ratować…
– Ratować się przed czym? – wołam i nie czekając, żebyś mi odpowiedział,
wybiegam z Twojego mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Jestem wściekła
na Ciebie i jeszcze bardziej niespokojna niż wcześniej. Wszyscy odciągają mnie
od Marka i usiłują wzmocnić mnie pompatycznymi, pustymi słowami. Tobie nie
mogę tego wybaczyć jeszcze bardziej niż innym. Nie znoszę, kiedy przyjmujesz
rolę nauczyciela i prawisz mi kazania. Zrobiłeś ze mnie ni mniej, ni więcej, tylko
emisariuszkę bogów! I dla tej bańki mydlanej mam poświęcić słodycz dotyku
Marka i szczęście bycia z nim.
Jednak powoli zaczynam uświadamiać sobie, że żmudne, codzienne życie
bez mojego rozwoju jako tancerki i zgoda na skrępowanie jej w sobie zagroziłyby
w końcu nawet mojej miłości do Marka. Jeśli musiałabym żyć jedynie nudną, 525