Page 262 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 262
– Nieprawda, mamy rabbiego 207 – powiedziała ironicznie Miriam. – Robi
obchód i przypomina żydowskim pacjentom, kiedy zaczyna się szabes.
Balcia próbowała wprowadzić weselszy ton do rozmowy:
– Sorka zaczyna dochodzić do siebie. Zdecydowanie widziałyśmy zmianę
na lepsze u niej.
– Jej też nosicie jedzenie? – spytała Miriam.
– Tak dobrze jeszcze z nią nie jest. Głód potyfusowy jeszcze się u niej nie
rozwinął.
– A u mnie jeszcze jak się rozwinął! Trzeba mieć siłę, żeby dać sobie radę
z takim wilczym apetytem! – Miriam powiedziała to tak, jakby chciała się uspra-
wiedliwić. Dobrze wiedziała, że niezależnie od historyjki ze sprzedażą jagód, Balcia
i Malka dzielą się z nią swoimi mizernymi racjami żywnościowymi.
Doktor Vanderhaeghe niepodziewanie pokazał się w drzwiach.
– Jutro schodzisz z łóżka, Mademoiselle 208 – odezwał się wesoło do Miriam,
pomachał do niej ręką i zniknął.
Twarze Balci i Malki rozjaśniły się z zadowolenia. I w ten sposób, wesołe,
wyszły, a Miriam zaczęła odliczać godziny, aż wrócą i znów przyniosą jej coś do
jedzenia.
Następnym razem kiedy przyszły, przyniosły Miriam kartkę od Abraszy, niemal
identyczną jak poprzednia. Także tę kartkę ktoś za niego napisał. Wszystko, co na
niej było, to pytania o jej zdrowie, plany na przyszłość i ani słowa o jego własnym
stanie, własnych planach lub o innych mężczyznach z jego grupy. Prowadził z nią
przedziwną grę, grę brutalną, która zupełnie nie pasowała do jego charakteru.
Nie mogła zrozumieć, co się z nim stało. W tonie jego pytań był taki chłód, taka
obcość. Okropieństwo kacetu co prawda jest w stanie zniszczyć istotę ludzkiej
duszy, lecz czy mogło ono zniszczyć duszę człowieka takiego jak Abrasza?
Jakim w zasadzie był on człowiekiem – jej Abrasza? Czy jego czar nie polegał
przede wszystkim na intymnym braterstwie z każdym, na jego spontanicznej
serdeczności i wierności swoim przyjaciołom? Są ludzie, przebywanie z którymi
porównać można do znalezienia się w nużącej, monotonnej drodze, która do-
nikąd nie prowadzi. Przebywanie z nimi obarcza jakimś otępieniem i brakiem
polotu. Lecz Abrasza był tego dokładnym przeciwieństwem. Przebywanie z nim
porównać było można do podążania zapierającą dech w piersiach trasą, która
prowadzi przez malownicze krajobrazy, obok gwarnych jarmarków pełnych
niespodzianek; drogą, która cię wciąga, inspiruje i pobudza, by zapuszczać
się wciąż dalej i dalej, żeby jak najwięcej wchłonąć w siebie tego tchnienia
jego entuzjastycznego umiłowania życia.
207 Rabbi (ang.) – rabin.
260 208 Mademoiselle (fr.) – panienka.