Page 253 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 253
żeby zbierać kamyki. Uwielbiam piękne kamyki – trzymać je w ręce i słuchać ich
dźwięku, kiedy obracam nimi w palcach. Chadzam zawsze z kamykami w kieszeni.
Krawcowa szyjąca Wierce sukienki, które ja dziedziczę, nigdy nie bierze pod
uwagę, że kieszenie stworzone są po to, żeby można było wkładać do nich różne
rzeczy, jak na przykład piękne, małe kamyki lub inne interesujące przedmioty,
jakie znajduje się na ulicy. Albo ta krawcowa szyje sukienki w ogóle bez kieszeni,
albo szyje takie małe, prawie żadne, kieszenie, które mimo że ładnie wyglądają,
nie są w stanie utrzymać tych skarbów, jakie w nie wsadzam. Pękają i drą się,
powodując, że tracę pewną ilość bardzo ważnych znalezisk i w dodatku mam
kłopoty z mamą.
Mama kręci głową i się dziwi. „Boże w niebiesiech! Kto to słyszał, żeby
dziewczynka chodziła z kieszenią pełną kamieni?”. I komenderuje: „Wynocha
z tym! Żebyś nigdy więcej nie przynosiła takich śmieci do domu!”. Moje skarby
nazywa śmieciami!
Od czasu do czasu, kiedy mama jest dobrze usposobiona, pamięć jej nie
służy. Gdy przychodzę do domu z rwącą się kieszenią napakowaną kamykami,
zapomina gniewać się na mnie, tylko wybiera z mojej kolekcji pięć gładkich ka-
myków równej wielkości i siada z nami na podłodze, żeby grać w strulki. Strulki
to jest fajna gra, lecz nie ma nic wspólnego z pięknem tych kamyków. Z bólem
serca przyglądam się, jak mama wyrzuca najpiękniejsze kamyki do kosza na
śmieci. Skutkiem tego składuję ostatnio moje kamyki na podwórku koło cegla-
nej ściany. Nikt ich tam nie rusza, a ja nie przestaję się dziwić dlaczego. Jak to
możliwe, zadaję sobie pytanie, że ludzie mogą przechodzić koło takiej wspa-
niałej kupy kamieni i nigdy nie zauważyć nawet najpiękniejszych z nich, jakby
byli ślepi? Nigdy nie podniosą żadnego kamyka nawet po to, żeby potrzymać go
w ręce przez chwilę i poczuć ten dotyk lub podziwiać kolorowe żyłki, jakie zdobią
jego powierzchnię.
Teraz, kiedy zbieram kamyki w Parku Kolejowym, przychodzi mi do głowy,
że dorośli nie wiedzą o wielu tajemnicach, o których ja wiem. Nawet Wiera nie
wie, mimo że domyślam się, iż Wierka ma swoje własne tajemnice, które nie są
mi znane. Wierka często mówi w zadziwiający sposób. Układa słowa do rymu,
jakby były one częścią jakiejś recytacji. Jest to giętkość mowy, której nauczyła
się od Mojszego Sokratesa i która nie jest zwyczajnym i przyjętym sposobem
posługiwania się słowami. Podejrzewam także rodziców, że mają swoje własne
tajemnice. Jestem bardzo ciekawa wszystkich tajemnic. Skoro jednak nikt nie
potrafi poznać moich, to jak ja mogę poznać sekrety innych? Najbliżej poznania
tajemnic innej osoby jestem w przypadku taty, wsłuchując się w dźwięk jego
głosu, kiedy opowiada bajki.
Kiedy wracam do taty z pełną garścią kamyków, on wstaje z ławki, a z nim
także ludzie z innych ławek. Ojcowie przywołują dzieci, biegające po parku, i w ten
sposób, chaotycznym tabunem, spacerujemy w kierunku ulicy Piotrkowskiej.
Przystajemy na skraju chodnika i czekamy na defiladę bundowskiego klubu 251