Page 212 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 212
istniało. Anton Cimerman prawi Binele komplementy za szybkie czytanie. Ta jest
z siebie zadowolona – lecz markotna z powodu treści artykułu. Myśl o faszyzmie
niepokoi ją, więc zadaje Antonowi różnorakie pytania na ten temat. Następnie,
dla poprawy nastroju i żeby się rozweselić, prosi Wierkę, która chodzi już do
„prawdziwej” szkoły, żeby przeczytała coś ze swojego podręcznika, a mnie każe
zaśpiewać piosenkę, której nauczyłam się w przedszkolu. Nie mam dobrego
głosu do śpiewu. Kiedy udaje mi się jakoś przebrnąć przez śpiewanie, towarzysz
Cimerman klaszcze mocno w dłonie i prosi mnie, żebym zaśpiewała coś jeszcze.
Wdzięczna, mówię do niego:
– Nie chcę. Chcę, żebyś przeczytał mój list do Doktola Bum-Buma, i zobaczył,
czy nie zlobiłam jakichś błędów.
Ześlizguję się z jego kolan i wręczam mu kawałek z wczorajszego „Folkscajtung”
pomazanego pomarańczową kredką, którą Sorka dała mi w prezencie. Mama
i Wierka wybuchają głośnym śmiechem, lecz towarzysz Cimerman uśmiecha się
tylko nieznacznie. Przelatuje list oczami i gdy tylko kończy czytanie, mówi, że nie
zrobiłam ani jednego błędu.
Ten sam poważny półuśmieszek igra na twarzy Cimermana, gdy pomaga
Binele ustawić łóżeczko składane dla mnie i Wierki. Jest jej przyjemnie w jego
towarzystwie. Delektuje się siłą, jaką tchnie jego postać. Jest jakaś elegancja
w jego wyglądzie. Nosi ciemną marynarkę, a także krawat, jakby był w zamożnym
domu z oficjalną wizytą. Przygląda się, jak Binele myje i kładzie nas do łóżka.
Przypatruje się jej, jak paple i żartuje z nami, córkami. Następnie, po tym, jak
nas przykryła i ucałowała, Binele wraca do stołu i czyta mu dalej „Folkscajtung”.
Następnie rozmawia z nim spokojnie o swoich codziennych kłopotach. Jest zafra-
powany wszystkim, co ona mówi. Wlepia w nią poważny wzrok, ledwo widoczny
uśmieszek igra na jego wargach.
– Dlaczego tak na mnie patrzycie? – zadaje mu w końcu pytanie, a jej oczy
uśmiechają się psotnie. – Czy mucha siadła mi na nosie?
On przygryza wargi, a następnie odzywa się:
– Tak, na samym czubku, ale ja ją wypędzę.
– Ja nie mam much w nosie.
– Przepraszam. Nie chciałem was urazić. Wycofuję się.
– Dokąd?
– Do ściany.
– Gdybyście jeszcze raz naigrywali się ze mnie, będziecie musieli wycofać
się za drzwi.
– Będę tam płakać.
– Złotej łzy nie uronicie.
– Krwawą łzę.
– To jest propaganda.
Rzęsisty deszcz dzwoni o ciemne szyby. Binele podaje Cimermanowi kolejną
210 szklankę herbaty i nalewa także dla siebie. Ciepłe złoto jej włosów, upiętych