Page 161 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 161

ledwo przybrałam na wadze, czuje, że serce się jej kraje, a cały świat się roz-
             pada. Cała ta sprawa to tajemnica, bo wcale nie wyglądam na chorą. Jestem
             ruchliwa i energiczna. Dlatego Binele nabiera przekonania, że jakiś mały diablik
             dawno temu zamieszkał w moim sercu i przemienił mnie w upartego, złośli-
             wego osiołka, któremu dziką radość sprawia przysparzanie jej kłopotów. I tak
             dochodzi do wniosku, że jestem z natury kapryśna. To prawda, ale nie taka, jak
             się jej wydaje.
                Doszedłszy do tego wniosku, Binele może przestałaby się przejmować tym, że
             nie chcę jeść. W końcu przecież nie poszczę. Ale jem nie tyle, ile ona by chciała.
             Boi się, że wprawdzie teraz nie jestem obłożnie chora, ale niedługo mogę zapaść
             na jakąś groźną chorobę. Wie, że dziecko to fundament dorosłego życia i że ten
             fundament należy wzmacniać odpowiednim pokarmem, a nie jedzeniem tylko
             tego, co ono zachce. Bo dziecko to tylko dziecko, które nie wie, co powinno
             chcieć, co jest dla niego dobre, co jest podstawą jego dorosłości. A zatem po-
             winno jeść tyle, ile mu każe świadoma matka. A Binele chce, aby jej córki jadły
             to, co jedzą bogate i zdrowe dzieci, na przykład codziennie po kawałku tłustego
             mięsa, jajka, szpinak i chleb grubo posmarowany masłem. Mają pić tyle mleka,
             ile się da, i przyjmować codziennie łyżeczkę tranu, który, choć okropnie smakuje,
             jest niemal eliksirem życia. Dlatego właśnie rodzice ciężko pracują i mozolą się
             całymi dniami, odkładając na bok prawdziwe życie – matka w fabryce, a ojciec
             przy krośnie w dusznym warsztacie.
                Kiedy nie jest zadowolona z tego, jak jem, ma wrażenie, że grunt usuwa się
             jej spod nóg. Wówczas ma tak zatruty dzień, że chodzi z ponurą miną, troską
             w oczach, bez cienia uśmiechu na ustach. Z niecierpliwością czeka na powrót
             Jankewa, aby mogła wylać przed nim swoje troski. Gdy tylko mąż otwiera drzwi,
             dzieli się z nim nowiną: „Twoja primadonna dzisiaj znowu niczego nie wzięła do ust”.

                Na początku Binele biega do Klary Fidler, aby zobaczyć, w jaki sposób ta
             zajmuje się swoją córką Sorką, która jest w tym samym wieku co ja. Ale szybko
             czuje się rozczarowana zdolnościami wychowawczymi Klary. Zaczyna podzielać
             zdanie Balci, że oczytanie i inteligencja nie dają gwarancji bycia specjalistką
             w macierzyństwie. Najlepszy przykład: Sorka jest malutka jak myszka w porów-
             naniu ze mną, nie mówiąc już o Wierce, na którą aż miło popatrzeć.
                Ale kiedy Binele biegnie do Balci Cederbojm, aby się poskarżyć na mnie,
             tamta wzrusza ramionami:
                – Im mniej będziesz jej pokazywać, że cię to denerwuje, tym lepiej.
                Binele czuje się zraniona obojętnością Balci.
                – Co ty mówisz? Jeszcze dostanie suchot!
                Balcia śmieje się jej w twarz.
                – Nie zrobi ci tego, uwierz mi.
                Binele nie ufa przyjaciółce. Łatwo jej mówić. Jej chłopcy, Herszko i Gabi,
             oraz dziewczynka Malka urodzili się z wielkim talentem do jedzenia. Nigdy im   159
   156   157   158   159   160   161   162   163   164   165   166