Page 136 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Chava Rosenfarb - Listy do Abraszy.
P. 136
– Do miasta w Niemczech? – zapytała dziewczyna.
– Nie, do miasta, które było wybrane przez Niemców ze względu na korzyst-
ne położenie. Znajduje się ono między Brukselą a Antwerpią, dwoma centrami
żydowskiego życia. Z Mechelen wysyłano transporty do Niemiec, najczęściej do
Auschwitz. Moją matkę wydał Niemcom żydowski donosiciel Jacques, który jeździł
z gestapowcami po ulicach Brukseli i węszył, szukając ofiar wśród przechodniów.
Wskazywał swoim towarzyszom żydowsko wyglądające twarze – w tej sztuce
daleko przewyższał Niemców. Żaden Żyd nie ukryje swojej żydowskości przed
innym Żydem, prawda? W taki sposób Jacques dostrzegł na ulicy moją matkę.
Szła do żydowskiej rodziny i miała przy sobie fałszywe dokumenty. Wysłano ją
do Auschwitz, a ja wciąż nie mogę się dowiedzieć, do którego obozu ją stamtąd
przetransportowano. Belgijka, którą tu spotkałem, widziała ją w Auschwitz.
Kobieta zapewniała mnie, że matka przetrwała pierwszą selekcję, chociaż
miała wówczas czterdzieści dziewięć lat. Matka wyglądała na osobę młodą,
pełną życia.
– A pański ojciec? – zapytała Miriam.
– Mojego ojca złapano w Ostendzie 123 i zastrzelono go jako Żyda i jako współ-
pracownika ruchu oporu. Nazywam się Vanderhaeghe, ponieważ adoptował
mnie przyjaciel ojca, Flamandczyk. Cała moja żydowskość składa się z zagłady
moich rodziców, rozumiesz?
– A pańskie człowieczeństwo składa się z pańskich wizyt tutaj i zajmowania
się nami?
– Człowieczeństwo to jednocześnie żydowskość. Kiedy zajmuję się tobą, mam
wrażenie, że się zbliżam do matki, a mam wobec niej dług, rozumiesz? Nienawi-
dziłem tego, co w niej polsko-żydowskie. Żydowskość ojca mi nie przeszkadzała,
bo był w pełni zasymilowany. Ale w niej nigdy nie wygasło to, co polsko-żydowskie.
Teraz, kiedy tu przybyłem, szukam tego w tym jedynym miejscu, w którym coś
mogło jeszcze ocaleć.
– Tak, coś we mnie pozostało. – Miriam uśmiechnęła się lekko. – Moje
miasto rodzinne leży mi jak kamień na sercu. – Zaczęła mu opowiadać
o Łodzi, aż zupełnie o nim zapomniała i gadała tak, jakby spotkała Abraszę.
Kiedy wydawało się jej, że mówi do przyjaciela, jej wspomnienia mniej ją
bolały i ogarniał ją spokój. – Nie, nie jak kamień na sercu, lecz jak kamień
w sercu – poprawiła samą siebie. – Drogi kamień. Magiczny, który przywraca
mnie życiu.
– Widzę, że masz szczęśliwe wspomnienia – zauważył doktor.
– Dopiero dzisiaj wydają mi się szczęśliwe.
134 123 Ostenda – miasto w północno-zachodniej Belgii, na wybrzeżu Morza Północnego.