Page 78 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 78
tę pracę prawidłowo, szczególnie że za źle wykonany artykuł odpowie-
dzialność ponosi pracownik. Byliśmy w końcu tylko dziećmi.
Podczas naszych „rozmów” pamiętałem o tym, co miał na myśli mój
ojciec, kiedy mówił przyjacielowi, że nigdy nie przyjąłby wysokiego
stanowiska w getcie, bo po wojnie nie mógłby spojrzeć ludziom w oczy.
Dyrektor Podlaski nigdy mi o tym nie wspomniał, lecz wiedział,
że jego własny syn Rysiek był jednym z organizatorów spowolnienia
produkcji. Udzielając mi reprymendy, sugerował, że przywódcy strajku
zostaną ukarani jako pierwsi, a moim obowiązkiem jest wypełnianie
wymaganych norm. Jasno i bez ogródek dawał mi do zrozumienia, że
mam zaprzestać udziału w spowolnianiu dla swojego własnego dobra.
Zmniejszenie ilości pracy do wykonania w ciągu dnia pomogło mi
w inny sposób. Jeśli pracowałem szybko, potrafiłem osiągnąć normę
mniej więcej w trzy godziny – było jeszcze wcześnie rano – co pozwalało
mi wymknąć się z hali i udać się do pracy w „gospodarstwie”. Było to
trudniejsze, niż się wydaje, ponieważ musiałem być obecny, na wypa-
dek gdyby Podlaski niespodziewanie wezwał mnie na jedno ze swoich
„spotkań”.
Czasami instruktorzy zauważali, że mnie nie ma, lecz nie chcieli tego
zgłaszać i ryzykować tym samym własną głową za niedopilnowanie
odpowiedniej dyscypliny. Przypuszczałem również, że byli świadomi
mojej „szczególnej” relacji z Podlaskim i nie chcieli przekazywać mu
żadnych negatywnych raportów na mój temat.
Koniec końców, po zorganizowaniu tej formy oporu sami byliśmy
zaskoczeni. Zdziwiło nas jeszcze bardziej, że nasz opór działał nawet
pomimo presji wywieranej na nas przez kierownictwo. Dyrektor Pod-
laski przechodził w swoich propozycjach od nagród do gróźb, przy czym
jedne i drugie wiązały się z racjami żywnościowymi. Kierownictwo
usiłowało nas przekupić kilkoma piłkami futbolowymi, które miały
nas uspokoić i pokazać, jak bardzo przełożeni dbają o nasz dobrostan.
Ich wysiłki spełzły na niczym. Aby zachować morale i utrzymać solidar-
ność, pisaliśmy satyryczne teksty do popularnych melodii. Dotyczyły
fabryk, naszej pracy i – oczywiście – dyrektorów. Musieliśmy bardzo
uważać, aby nie śpiewać ich zbyt głośno. Musieliśmy również być stale
gotowi na nieoczekiwane wizyty władz niemieckich, szczególnie Hansa
Biebowa. Musieliśmy wówczas pracować i wyglądać na zajętych. Podczas
owych niezapowiedzianych wizyt Biebow chodził po fabryce, rozmawiał
78