Page 53 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 53

zamarli, spodziewając się najgorszego. Ja jednak, wyrwany ze snu przez
            hałas, pomyślałem nieoczekiwanie o czymś dobrym. Skoczyłem na
            równe nogi, krzycząc: „To Lala! Lala przyszła!”.
               Rzuciliśmy się do drzwi, aby ją wpuścić. Był to niezapomniany widok.
            Jej długa, złotawa sierść była mokra i pokryta grudkami śniegu i błota.
            Drżała jak listek i widać było, że jest bardzo zmęczona. Lecz gdy tylko na
            nas spojrzała, zaczęła machać ogonem. Zaraz potem zaczęła lizać nas
            po twarzach.
               W jaki sposób, nie mając pojęcia, gdzie jesteśmy, potrafiła przebyć
            tak dużą odległość i odnaleźć nas w miejscu, gdzie nigdy przedtem nie
            byliśmy? Przychodziło nam do głowy tylko jedno wytłumaczenie: to był
            cud.
               Rano Lala wyszła z domu: wiedzieliśmy, że wraca do fabryki, do swoich
            dzieci. Przez cały dzień zarówno ja, jak i całe moje rodzeństwo myśleli-
            śmy tylko o jednym: czy Lala znowu przyjdzie do nas wieczorem.
               Przez następne tygodnie doświadczaliśmy cudu natury. Czasami
            w środku nocy, już po kilku godzinach snu, słyszeliśmy, jak Lala drapie
            w drzwi, prosząc, aby ją wpuścić. Rano sytuacja odwracała się: suczka
            wracała do fabryki, aby zająć się swoimi nowo narodzonymi szczenię-
            tami.
               Najwyraźniej znalazła sposób, aby dzielić czas pomiędzy swoje dwie
            rodziny – naturalną i adopcyjną. Nasza mała Lala pokazała nam, że
            miłość jest silniejsza niż nienawiść i ani karabiny, ani drut kolczasty,
            ani niemieccy strażnicy nie są w stanie powstrzymać jej przed dowie-
            dzeniem tego.
               Miłość... Lala pierwsza nauczyła mnie prawdziwego sensu tego słowa.
            Nie miało dla niej znaczenia, czy znajdujemy się w naszym pięknym
            mieszkaniu, w zagraconej przyfabrycznej kwaterze, czy w posępnym
            pokoiku w getcie. Zależało jej tylko na tym, aby być blisko nas. Po kilku
            miesiącach, kiedy szczenięta urosły na tyle, że można je było rozdać, Lala
            przyszła do getta i została z nami. Nie przeszkadzała jej ciasnota ani brak
            ulubionych przysmaków. Dzieliliśmy się z nią tym, co mieliśmy – była
            zadowolona i nigdy nie narzekała. Zabieraliśmy ją na spacery i bawiliśmy
            się z nią na ulicach. Po dawnemu, gdy zostawialiśmy ją samą w domu, po
            powrocie witała nas z takim samym entuzjazmem jak kiedyś. Geografia
            nie była ważna dla Lali... nadal podskakiwała, lizała nas po twarzach
            i machała ogonem.


                                                                          53
   48   49   50   51   52   53   54   55   56   57   58