Page 50 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 50

Odmówiliśmy odrabiania prac domowych. Rozpoczęliśmy strajk głodowy.
          Nie jedliśmy podwieczorku, nie jedliśmy kolacji. Chodziliśmy za Mamą
          po mieszkaniu. W kółko słyszała od nas „Lala, Lala, Lala” i „prosimy,
          prosimy, prosimy, prosimy”.
             Historia byłaby atrakcyjniejsza, gdybym mógł powiedzieć, że strajk
          był długi i trwał wiele dni, lecz wszyscy byliśmy w świetnej formie i ani
          nasza Mama, ani żadna inna matka nie wytrzymałaby tak wykalkulo-
          wanego, zmasowanego zalewu wymówek i złych emocji od wszystkich
          czworga swoich dzieci naraz. Mama nie miała wyjścia. W jej odczuciu
          nasz strajk musiał chyba trwać całą wieczność.
             W rzeczywistości wystarczyły nam cztery godziny, aby Mama ugięła
          się i poprosiła gosposię, aby przyniosła Lalę z powrotem. W głębi serca
          uważam, że poddała się, ponieważ chciała oszczędzić Tacie powrotu do
          domu w sam środek koszmarnego chaosu.
             Aby odwdzięczyć się Mamie za jej uprzejmość i łaskawość, obiecali-
          śmy wziąć czynny udział w wychowaniu Lali. Mama z pewnością była
          zadowolona z naszych obietnic, lecz doskonale wiedziała, że zadanie to
          spadnie ostatecznie na nią i gosposię, ponieważ przez większą część dnia
          byliśmy w szkole.
             Tego samego wieczoru gospodyni przyniosła Lalę na rękach z powro-
          tem. Kiedy tylko drzwi się otworzyły, sunia zeskoczyła na ziemię, a my
          wszyscy goniliśmy ją po całym mieszkaniu, bo każdy chciał ją przytulić.
          Od tego momentu stała się pełnoprawnym członkiem rodziny, co ja i moje
          rodzeństwo wiedzieliśmy od pierwszego dnia. W przypadku rodziców,
          szczególnie Mamy, trzeba było trochę więcej czasu, aby przekonali się
          do naszej psiny, lecz wkrótce nie byli w stanie oprzeć się jej ciepłemu
          usposobieniu i urokowi. Lala zawojowała nas wszystkich, dając nam
          do zrozumienia, że to Tata jest szefem; bez wątpienia był jej ulubionym
          człowiekiem. Niesamowite, jak to niewielkie stworzonko przywiązało
          się do nas i zmieniło nasze życie.
             Każdego dnia szkoły czekała na nas na balkonie, a jej złota sierść
          lśniła w słońcu. Nosek poruszał się w oczekiwaniu, ciałko szykowało
          się do akcji, uszy nasłuchiwały znajomych głosów, a ogonek podno-
          sił się aż na grzbiet. Gdy tylko nas zauważyła, szczekała i pędziła do
          drzwi, aby nas powitać, podskakiwała wysoko w powietrze, okręcała
          się wokół własnej osi, usiłowała się do nas przytulić, lizała nam twarze
          i ręce, a potem znowu podskakiwała, skowycząc z radości. I powoli, lecz


          50
   45   46   47   48   49   50   51   52   53   54   55