Page 376 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 376
Mamy radosną, pełną energii muzykę związaną z narodzinami, bar
micwą i bat micwą oraz weselami. Jest też muzyka bólu i smutku, opisująca
pogromy, prześladowania, wywózki i samotność na obcej ziemi.
Dzisiaj, 3 czerwca 2004 roku, sześćdziesiąt lat po Holokauście, czuję
się dziwnie, stojąc przed pełną widownią w znanej na całym świecie sali
Carnegie Hall – ja, absolwent łódzkiego getta, posiadacz dyplomu magister-
skiego z obozów koncentracyjnych Auschwitz, Gross-Rosen i Flossenbürg.
Zaproszenie na wieczór muzyki i pieśni żydowskiej w wykonaniu teatru
The Folksbiene Yiddish Theater z udziałem legendarnego Neila Sedaki jest
dla mnie wielkim zaszczytem.
Nie mogłem się powstrzymać przed porównaniem powitalnego napisu
The Folksbiene Yiddish Theater przy wejściu do Carnegie Hall z tym, który
powitał mnie w Auschwitz wiele dziesięcioleci temu. Nigdy nie zapomnę
wielkich, czarnych liter nad bramą obozu, głoszących „Arbeit macht frei”
– „Praca czyni wolnym”, co tak naprawdę oznaczało „Tod durch Arbeit” –
„Śmierć przez pracę”. Spodziewana długość życia po przekroczeniu bramy
wynosiła dziewięćdziesiąt dni.
I tak stałem się świadkiem śmierci. Nie, nie po prostu śmierci, lecz
mordowania z premedytacją niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci. Co jed-
nak równie ważne, 3 czerwca 2004 roku stałem się świadkiem odrodzenia
żydowskiego życia w Ameryce.
Z oczami na wpół przymkniętymi, lecz w pełni świadomości, doskonale
pamiętam, że podczas Zagłady muzyka żydowska zyskała dodatkowy
wymiar – był to głos buntu. W gettach, w lasach i obozach koncentra-
cyjnych żydowscy artyści komponowali muzykę i grali koncerty, często
z narażeniem własnego życia.
W getcie łódzkim koncerty odbywały się w zimnych, nieogrzewanych,
ciemnych i wilgotnych pomieszczeniach. Muzycy drżeli z zimna i mieli
na dłoniach rękawiczki odsłaniające częściowo palce, aby móc grać na
instrumentach. Wydobywane przez nich cudowne dźwięki wznosiły się ku
niebu, dając nam, wygłodniałym i zdesperowanym mieszkańcom getta, tak
potrzebną iskrę nadziei i wolę przeżycia jeszcze jednego dnia... kolejnego
i następnych.
Owi żydowscy artyści, nie posiadający broni u boku, są cichymi bohate-
rami Holokaustu. Ich muzyka sprawiła więcej niż jakikolwiek karabin, byli
bowiem wysłannikami życia, nie zaś uzbrojonymi po zęby wysłannikami
śmierci.
376