Page 37 - Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi. Roman Kent "Jedynym wyjściem była odwaga".
P. 37
i delikatne jak te z warzywnika koło naszej willi. W porównaniu do
aromatu owych naturalnie, w tradycyjny sposób hodowanych warzyw
dzisiejsze plony smakują jak papier.
Po sobotnim obiedzie Tata zabierał nas na przejażdżkę konną – wielką
przyjemność, na którą Leon i ja czekaliśmy przez cały tydzień. Mama
pilnowała, żebyśmy włożyli przeznaczone specjalnie na tę okazję mary-
narskie ubranka – granatowe, z białymi lamówkami i szerokim kołnie-
rzem. Jechaliśmy przez łąki i las wokół domu, zatrzymując się co jakiś
czas na krótki popas. Moje siostry nie przepadały za końmi, a Tata nie
zabierał ich z nami, gdyż jego zdaniem jazda konna nie była zajęciem dla
kobiet. Mama bała się koni i nie miała odwagi podejść bliżej, a dotknięcie
konia już w ogóle nie wchodziło w rachubę. Poza tym nie była szczególnie
zadowolona, że Leon i ja oddajemy się tak niebezpiecznym rozrywkom.
Przy którejś okazji obawy Mamy znalazły potwierdzenie. Koń, na którym
jechałem w sobotnie popołudnie, zgubił siodło, kiedy kłusowaliśmy dość
szybko. Najwyraźniej siodło zostało niedokładnie umocowane, zanim
wyjechaliśmy. Zbyt późno zorientowałem się, co się dzieje i nie mogłem
już zrobić nic poza trzymaniem się z całej siły końskiej szyi, dopóki siodło
zupełnie nie zsunęło się na ziemię. Na szczęście udało mi się zachować
równowagę i nie spaść.
(Życie lubi się powtarzać. Moja córka Susan bardzo wcześnie przejęła
ode mnie miłość do koni, a moja żona Hana boi się ich tak samo, jak
kiedyś moja matka. Chylę czoła przed córką za wielkie osiągnięcie
w postaci nakłonienia Hany podstępem do dotknięcia konia. Był to
niezapomniany widok. Pojechaliśmy odwiedzić Susan na letnim obo-
zie, gdzie prezentowała swój talent jeździecki. Poprosiła matkę, aby ta
potrzymała wodze, gdy będzie schodzić z konia, a wówczas Hana dotknęła
końskiego nosa ręką wyciągniętą najdalej jak się dało, stojąc przy tym
z dala od stworzenia i sztywniejąc ze strachu. Więcej tego nie zrobiła,
ale nie mogliśmy już mówić, że nigdy nie dotknęła konia).
W długie letnie weekendy dorośli lubili grać w karty, dając nam,
dzieciom, okazję do zajęcia się własnymi rozrywkami. Jedną z nich
było rozpalanie ogniska, wokół którego siedzieliśmy, piekąc ziemniaki
i śpiewając. Stara piosenka w jidysz Arum dem fojer zingen mir lider
(Wokół ogniska śpiewamy piosenki) opisywała idylliczny scenariusz.
Wiele naszych letnich wieczorów przebiegało dokładnie tak, jak w tej
piosence. Moi bracia, siostry, kuzyni i przyjaciele – wszyscy piekliśmy
37